Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 11 września 2025
Pełzając ostrożnie, doczołgaliśmy się pod świecę. Co teraz? szepnął sir Henryk. Czekajmy. On musi być w pobliżu. Trzeba zajrzeć. Zobaczymy go może. Jakoż zaledwie tych słów domówiłem, w szczelinie skalnej, nad świecą ukazała nam się twarz potworna, zwierzęca, zorana dzikiemi namiętnościami, żółta, jak wosk. Zbrodniarz był zarosły po same oczy.
Co to jest? zżymnął się w duchu Topolski, rozgniewany: Że też ta kobieta zawsze zbije mnie z pantałyku! Nie wiedział po prostu, co mówić dalej muzyka zaś jednocześnie łagodna, płynąca miękko z pod palców kobiety, nerwową, drażliwą naturę jego nastrajała dziwnie na nutę, wręcz przeciwną słowom, jakie same cisnęły mu się do ust przed chwilą...
W spokojniejszych i cichszych niż zwykle rozmowach; Bo Assessor i Rejent, oba mówcy wielcy, Pierwsi znawcy myślistwa i najlepsi strzelcy, Siedzieli przeciw sobie mrukliwi i gniewni; Oba dobrze poszczuli, oba byli pewni Zwycięstwa swoich chartów, gdy pośród równiny Znalazł się zagon chłopskiej, niezżętéj jarzyny; Tam wpadł zając: już Kosy, już go Sokół imał, Gdy Sędzia dojeżdżaczy na miedzy zatrzymał; Musieli być posłuszni, chociaż w wielkim gniewie; Psy powróciły same: i nikt pewnie niewié, Czy źwierz uszedł, czy wzięty; nikt zgadnąć niezdoła, Czy wpadł w paszczę Kusego, czyli też Sokoła, Czyli obódwu razem: różnie sądzą strony, I spór na dalsze czasy trwał nierostrzygniony.
Romana zaś trapiły z kolei te same, co i nad morzem myśli... Fałsz obecnego położenia, przyszłość niejasna, zakryta, ciemna, z tajemnicą na dnie duszy ukrywać się zmuszoną, przed okiem najdroższej nawet teraz dlań na świecie istoty, zaciemniały chmurą troski czoło Dzierżymirskiego, mgłą smutku matowały spojrzenie czarnych, rozumnych oczu.
Same księżne takiego nie mają! szeptała drżącym ze wzruszenia głosem. Tymczasem Dyńdzio na brudnych odrapanych ścianach rozwieszał obrazy, wbijając z energią przyniesione w kieszeni haki. W braku młotka posługiwał się marmurowym przyciskiem przedstawiającym uśpioną Dyanę.
Ale przypuściwszy, że go aresztujemy dziś wieczorem, cóż nam z tego przyjdzie? Nie zdołamy mu nic dowieść. Gdyby mu dopomagał człowiek, moglibyśmy znaleźć dowody; ale choćbyśmy odszukali psa, nie pomoże nam zaciągnąć pętlicy na szyi swego pana. Mamy przecież dowód. Ani jednego same tylko przypuszczenia i wnioski. Sąd wyśmiałby nas, gdybyśmy stanęli wobec niego z takim materyałem dowodowym.
Porzuć swe zaświaty Dla wspólnych zabaw ze mną!” Tak ciało do duszy Mówi, a dusza nikła i płochliwa mara Słucha jego poszeptów i przez łzy się stara Kochać te same kwiaty, rwać te same kwiaty... Kiedy wnoszę do lasu znój mego żywota I twarz tak niepodobną do tego, co leśne, Widzę otchłań, co, skomląc, w gęstwinie się miota I rozrania o sęki swe żale bezkreśne.
Kto wie co tam siedzi w tem czarnem jądrze, które nieprzejrzyście rozciąga się aż po same szkła latarni? Tam może czyhać człowiek z nożem, czyhać na mnie i uderzyć mię w szyję, tam może być tak gęsto, że padnę odrazu bez tchu... Lub może tam być gwarno od jakiegoś nieznanego życia nocy, może tam być tak ludno, że zatrzymają mię i przepadnę bez śladu, jakgdybym w otchłań wleciał.
Ta sama materia ciała, ścięgien i pomarszczonej twardej skóry, ta sama twarz wyschła i koścista, te same zrogowaciałe, głębokie oczodoły. Nawet ręce, silne w węzłach, długie, chude dłonie ojca, z wypukłymi paznokciami, miały swój analogon w szponach kondora. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, widząc go tak uśpionego, że mam przed sobą mumię wyschłą i dlatego pomniejszoną mumię mego ojca.
Czwałująca czereda zleciała na błonia, Gdy Hrabia ujrzał zamek i zatrzymał konia. Pierwszy raz widział zamek z rana, i niewierzył Że to były też same mury, tak odświeżył I upięknił poranek zarysy budowy; Zadziwił się Pan Hrabia na widok tak nowy.
Słowo Dnia
Inni Szukają