United States or Liechtenstein ? Vote for the TOP Country of the Week !


Uciechy, młodym ludziom odpowiednie, Podobne do tych, jakie kwiecień sprawia, Gdy w starym progu zimy się pojawia; Takie uciechy, w całej swojej mocy, Wśród hożych dziewic staną się tej nocy Udziałem twoim w domu Kapuletów. Przyjdź, przejrz i wybierz sobie z tych bukietów Kwiat najpiękniejszy. I mój tam kwiat luby Wejdzie do liczby, choć nie do rachuby. Idźmy.

Jak grzechotnik na spętaną czarem wiewiórkę, utkwiła w nim swe oczy i stalowe sznury z oczów tych wychodzą, wiążą i ciągną ku sobie. I czuję, że żadna wola nie pomoże, że próżno szamotać się w tej pajęczynie, która zwiąże, ściśnie, ściągnie. Choć chwilę snu! Dnia 19 maja. Jutro go powieszą, a wieszanie odbędzie się tak: Ranek.

Gdy mówił, rozeszło się wielkie echo od wybuchu miny, i powtarzało się nad głowami bijąc jak dzwon podziemny. I rzekł Szaman: oto jest dzwonienie po umarłym proroku! Oto jest Anioł pański dla tych którzy nie widzą słońca. Módlmy się. I podniosłszy oczy rzekł: Boże! Boże! prosiemy Cię aby nasza męka była odkupieniem.

I machnąwszy przy tych słowach ręką, w zniechęceniu, młodzieniec, westchnąwszy smutnie, dodał. Zresztą, panie prezesie, mówiąc szczerze całkiem, przekonywam się teraz coraz bardziej, szkoły nie dały mi zgoła żadnej nauki życiowej i praktycznej.

Zatrzymały zda się dłużej przy jednem oknie i pomknęły znowu obojętne w dal... A posągowo uśmiechnięte, wiecznie tak samo szerokie oblicze księżyca nie zmieniło wcale wyrazu. Bo cóż go zaiste, obchodzić mogło tych dwoje ludzi, którzy przybyli tutaj po ułudę rozkoszy? Cóż znaczyły dlań dwa serca, zrywające wspólnie kwiat miłości i zapomnienia?

Co mi się marzy? Splügen, 26 Sierpnia 1840 r. W starożytnym tym kościele U stóp smętnych tych ołtarzy, Ach! pamiętam o aniele! Tyś klęczała z łzą na twarzy! I w tym domku wiejskim, małym, Kiedy nocna cisza była, Tyś konając sercem całem Gorżko także się skarżyła! I tam później na wyżynach Uwieńczonych ruinami, Ty, siadając na ruinach Hymn śpiewała westchnieniami!

Roman wstrząsnął się... W przywidzeniu nagłem ujrzał on te klasy, sfery tych wszystkich, przechadzających się przed nim, strojnych ludzi, unikających jego wzroku, ukłonu, uchylających się od podania mu ręki, ze wzgardą zimną, suchą na obliczu...

Nie udusiłażbym się wśród tych sklepień, Gdzie nigdy zdrowe nie wnika powietrze, I nie umarłażbym wprzód, nim Romeo Przyjdzie na pomoc?

I nagle z tych rysów, naciągniętych do pęknięcia, wyboczył się jakiś straszny, załamany cierpieniem grymas i ten grymas rósł, brał w siebie tamten obłęd i natchnienie, pęczniał nim, wybaczał się coraz bardziej, wyłamał się ryczącym, charczącym kaszlem śmiechu.

Przez chwilę z tych dymnych miodów, z tych mętnych bursztynów mogły się rozpowić kolory najpiękniejszego popołudnia. Ale szczęśliwy moment mijał, amalgamat świtu przekwitał, wezbrany ferment dnia, już niemal dościgły, opadał z powrotem w bezsilną szarość.