Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 30 kwietnia 2025
Poprzednio, wesoły, uśmiechnięty, rzeźki, nad wiek swój żywy, biorący udział we wszystkich sprawach wiejskich, interesujący się najdrobniejszym niemal szczegółem, obecnie zmienił się rzeczywiście do niepoznania. Wróciwszy do Gowartowa, po kilku dniach popadł pan January w trwający dotąd stan apatyi, zniechęcenia i nudy, a powiększający się ciągle i coraz bardziej.
I w porównaniu gwaru, zgiełku, które panują u płonącego w dali pałacowego skrzydła cisza króluje tu względna... Tam ruch, krzyki, krzyżujące się rozkazy, łuna ognia, huk jego, syk, oraz zupełne oddanie się wszystkich całkowicie dławieniu i walce z żywiołem...
Ja dziś wiem, że nietoperz, że ja, że my. I pod ciężarem wiedzy tej upadam. Zaraził mnie, zaraził nas wszystkich. Widziałem ich, kolegów przysięgłych, uśmiechniętych, zdrowych, szczęśliwych. Nie wierzę im: już jad w nich krąży; że na twarz im nie wybiegł, świadomości nie zmącił cóż to znaczy; wybuchnie. Osłabiony jestem, praca mnie wycieńczyła, więc prędzej uległem; na nich też przyjdzie kolej.
Otóż niedostatek tej mądrej w niedostatku wstrzemięźliwości, różnemi czasy we wszystkich krajach, gdzie więcej i zasadniej niż u nas troszczono się o wyżywienie ludzi czasu głodu, uzupełniały i regulowały recepty policyjne i administracyjne.
Mnogie były powody milczenia: myśliwi Powrócili z ostępu dosyć gadatliwi; Lecz gdy zapał ochłonął, myśląc nad obławą, Postrzegają że wyszli z niéj nie z wielką sława: Trzebaż było ażeby jeden kaptur popi, Wyrwawszy się Bóg wie skąd, jak Filip s konopi, Przepisał wszystkich strzelców powiatu? O wstydzie!
Posłyszawszy turkot kół armatnich, cały obóz nieposiadał się z radości: „nasza artylerja nadciąga! Niech żyje artylerja!” wołano ze wszystkich stron i bieżono na naszę spotkanie i postawiono nas w środku obozu. My także z zapałem powitaliśmy naszych towarzyszy. Dotąd odbywając marsze w osamotnieniu, teraz znaleźliśmy się w tłumie dzielnych żołnierzy, których liczba wydawała się znaczną na oko.
On ciągle patrzył na nią, dziwiąc się i zazdroszcząc tej żywotnej sile, która kazała jej poruszać się, śmiać, denerwować i wyrzucać z siebie całą kaskadę słów i chęci. Wiecznie i ciągle od pewnego czasu obserwował tak wszystkich, sam ciągle bezsilny, pełen przewidzeń, halucynacyj, widząc koniec wszystkiego, nie mogąc zbudzić się z odrętwienia zmysłów, w jakie popadał z dniem każdym.
Widziałem, jak wszedł do pokoju, w którym pozostawił był sir Henryka. Wróciłem do moich towarzyszów, aby zdać raport Holmesowi. A więc powiadasz, że dama jest nieobecna? pytał, wysłuchawszy mnie do końca. Niema jej w jadalnym pokoju. We wszystkich innych pokojach ciemno? Gdzie też się ukrywa?...
Onegdaj, we czwartek, doktor Mortimer był u nas na śniadaniu. Przy wykopaliskach w Long-Dawn udało mu się znaleźć czaszkę przedhistorycznego człowieka. Jest uradowany. Trudno o większego entuzyastę i maniaka. Po śniadaniu przybyli Stapletonowie. Na prośby sir Henryka, doktor zaprowadził nas wszystkich do Alei Wiązów, aby nam pokazać, jak się rzeczy miały owej nocy.
Naprzód wychodzi, przed muzyką staje, Halina w pląsach rękę mu podaje; Za nim się wkoło młodzieńcy zebrali, Nucą i biją w podkówki ze stali. Wiesław się za pas ujął ręką prawą, Zagasił wszystkich poważną postawą, W skrzypce i basy sypnął grosza hojnie, Ojcom za stołem skłonił się przystojnie.
Słowo Dnia
Inni Szukają