United States or Singapore ? Vote for the TOP Country of the Week !


*Kapulet.* Precz, wszetecznico! dziewko nieposłuszna! Ja ci powiadam: gotuj się w ten czwartek Iść do kościoła, lub nigdy, przenigdy Na oczy mi się więcej nie pokazuj. Nic nie mów, ani piśnij, ani trunij: Palce mię świerzbią. Myśleliśmy, żono, Że nas za skąpo Bóg pobłogosławił, Dając nam jedno dziecko; teraz widzę, Że i to jedno jest jednem za wiele, I że w niej mamy bicz Boży. Precz, plucho!

Onegdaj, we czwartek, doktor Mortimer był u nas na śniadaniu. Przy wykopaliskach w Long-Dawn udało mu się znaleźć czaszkę przedhistorycznego człowieka. Jest uradowany. Trudno o większego entuzyastę i maniaka. Po śniadaniu przybyli Stapletonowie. Na prośby sir Henryka, doktor zaprowadził nas wszystkich do Alei Wiązów, aby nam pokazać, jak się rzeczy miały owej nocy.

Słyszałem, i nic tego nie odwlecze, Że w przyszły czwartek wziąć masz ślub z tym hrabią. *Julia.* Nie mów mi, ojcze, że o tym słyszałeś; Chyba że powiesz, jak tego uniknąć, Jeżeli w swojej mądrości nie znajdziesz Żadnego na to środka, to przynajmniej Postanowienie moje nazwij mądrem, A w tym sztylecie zaraz znajdę środek.

Pójdź do niej, żono, nim się spać położysz; Oznajm jej cnego Parysa zamiary I powiedzże jej, uważasz, w środę... Zaczekaj, cóż to dzisiaj? *Parys.* Poniedziałek. *Kapulet.* A! poniedziałek! Zawcześnie we środę; Odłóżmy to na czwartek; w ten więc czwartek Zostanie żoną szlachetnego hrabi. Będzieszli gotów? Czy ci to dogadza?

*Parys.* Niech mię Bóg broni świętym obowiązkom Stać na przeszkodzie! Julio, w czwartek z rana Przyjdę cię zbudzić. Bądź zdrowa tymczasem I przyjm pobożne to pocałowanie. *Julia.* O! zamknij, ojcze, drzwi; a jak je zamkniesz, Przyjdź płakać ze mną. Niema już nadziei! Niema ratunku! Niema ocalenia! *O. Laurenty.* Ach, Julio! Znam twą boleść; mnie samego Nabawia ona prawie odurzenia.

Czwartek za pasem; przyłóż dłoń do serca; Namyśl się dobrze; będzieszli powolna, Znajdziesz dobrego we mnie przyjaciela; A nie, to marniej, żebrz, jęcz, mrzyj pod płotem; Bo, jak Bóg w niebie, nigdy cię nie uznam Za moje dziecko i z mojego mienia Nawet źdźbło nigdy ci się nie oberwie. Com rzekł, dotrzymam. Wiesz, że jestem słowny.

Za parę dni właśnie przypadał czwartek, jour fixe pani Melanii; łatwo było przewidzieć, towarzystwo cale, wobec rozsiewanych zręcznie półsłówek o wielkiej powyższej nowinie, nie omieszka, przywiedzione ciekawością i chęcią pożegnania czcigodnej matrony, zawitać na jej salony...

Obym mógł nie znać powodów do zwłoki! Patrz, hrabio, oto twa przyszła nadchodzi. *Parys.* Szczęsny traf dla mnie, piękna przyszła żono! *Julia.* Być może, przyszłość jest nieodgadnioną. *Parys.* To może ma być już w ten czwartek z rana. *Julia.* Co ma być, będzie. *O. Laurenty.* Prawda to zbyt znana. *Parys.* Przyszłaś się, pani, spowiadać przed ojcem? *Julia.* Mówiąc to, panu-bym się spowiadała.

*O. Laurenty.* W ten czwartek zatem? to bardzo pośpiesznie. *Parys.* Mój teść, Kapulet, życzy sobie tego: A ja powodu nie mam rzecz odwlekać. *O. Laurenty.* Nie znasz pan, mówisz, uczuć swojej przyszłej; Krzywa to droga, ja takich nie lubię.

*Pani Kapulet.* Ta a nie inna, że w ten czwartek z rana Piękny, szlachetny, młody hrabia Parys Ma cię uczynić szczęśliwą małżonką W świętego Piotra kościele. *Julia.* Na kościół Świętego Piotra i Piotra samego! Nigdy on, nigdy tego nie uczyni! Żdumiewa mię ten pośpiech. Mam iść za mąż, Nim ten, co moim ma być mężem, zaczął Starać się o mnie, nim mi się dał poznać?