United States or Martinique ? Vote for the TOP Country of the Week !


A to bydło mówi, że ja nie mam ambicyi!.. Żeby mieć ich ambicyę, jestem zbyt ambitny. Ja nie mogę, jak zwierzę, pracować bez celu. Ja się zmarnuję, jak oni mówią, ale się zmarnować chcę, chcę! To »chcę« wrzasnął i wypił duszkiem zwietrzałą już szklankę piwa. Przestał mówić, i jakby ciężki nagle od wypitych trunków osunął się głębiej na fotelu, milcząc. Wstałem. Szarzało już.

Dziedzic Horeszków, gościem śród swych własnych progów, Biesiadnikiem Sopliców, swych odwiecznych wrogów! A przytém zawiść którą czuł dla Tadeusza, Tém mocniej Hrabię przeciw Soplicom porusza. Rzekł więc z gorzkim uśmiechem: mój domek zbyt mały, Niema godnego miejsca na dar tak wspaniały; Niech lepiéj niedźwiedź czeka pośród tych rogaczy, mi go Sędzia razem z zamkiem oddać raczy.

*Romeo.* Cóż tam, cny ojcze? Jakiż wyrok księcia? I jakaż dola nieznana ma zostać towarzyszką? *O. Laurenty.* Zbyt już oswojony Jest mój syn drogi z takim towarzystwem. Przynoszę-ć wieści o wyroku księcia. *Romeo.* Jakiżby mógł być łaskawszy, prócz śmierci? *O. Laurenty.* Z ust jego padło łagodniejsze słowo: Wygnanie ciała, nie śmierć ciała, wyrzekł. *Romeo.* Wygnanie?

Luba, i cożeś winna że twych ocząt groty Tak palące, że usta śmieją się tak mile; Zbyt ufałaś méj cnocie, zbyt swéj własnej sile, I nazbyt ognia Stwórca wlał w nasze istoty. Przewalczyliśmy wiele i dni i tygodni, Młodzi, zawsze samotni, zawsze z sobą w parze, I byliśmy oboje długo siebie godni.

Chciała doświadczyć czypowłóczystespojrzeniedziała” i przekonała się, że istotnie jest to dobry lep i niekosztujący zbyt wiele zachodu. Lecz podbudzona w swych doświadczeniach kokieteryjnych, pragnie dalej prowadzić rozpoczęte dzieło. Pan mnie unika, panie Wentzel zaczyna znowu, grając dość fałszywienokturnopan mnie unika, o! ja to czuję!... Pan Wentzel nie śmie zaprzeczyć.

Myślił zaś w duchu, jeśli niejest Heroiną Romansów, jest młodziuchną, prześliczną dziewczyną, Zbyt często wielka dusza, myśl wielka ukryła W samotności, jak róża śród lasów roskwita; Dosyć wynieść na świat, postawić przed słońcem Aby widzów zdziwiła jasnych barw tysiącem!

Tak chłopiec kiedy ujrzy cykoryi kwiaty Wabiące dłoń miękkiemi, lekkiemi bławaty, Chce je pieścić, zbliża się, dmuchnie, i s podmuchem Cały kwiat na powietrzu rozleci się puchem, A w ręku widzi tylku badacz zbyt ciekawy Nagą łodygę szarozielonawéj trawy.

Nagle zaczynają jej dolegać rękawy sukni. zbyt ciasne w łokciu, a za wolne w ramieniu. Włosy ma zanadto ściągnięte i dreszcze przebiegają wzdłuż krzyża. Obronić się nie może, nie potrafi. Śmieszność jest tuż przy niej. Helding nie wraca.

Makenowa miała chwilami rumieńce nowozaślubionej, pod deszczem niedyskretnych spojrzeń, Helding lekkie uśmiechy zwycięzcy, Mak-Maken dobroduszną pobłażliwość siwowłosego ojca oprowadzającego zięcia i córkę, pełnych zbyt jawnej miłości.

Nuże, panowie! Grajki, zaczynajcie! Miejsca! rozstąpmy się! dalej, dziewczęta! Hej! więcej światła! wynieście te stoły! I zgaście ogień, bo zbyt już gorąco. Siadajże, siadaj, bracie Kapulecie! Dla nas dwóch czasy pląsów już minęły. Jakże to dawno byliśmy obydwaj Po raz ostatni w maskach? *Drugi Kapulet.* Będzie temu Lat ze trzydzieści. *Kapulet.* Co? co! nie tak dawno.