United States or Slovenia ? Vote for the TOP Country of the Week !


Świętobliwy Kapłan Laurenty kazał mi się rzucić Do twych nóg i o przebaczenie prosić. Przebacz mi, ojcze! będę już uległa. *Kapulet.* Niech tam kto pójdzie prosić pana hrabię: Jutro mieć muszę spleciony ten węzeł. *Julia.* Spotkałam hrabię w celi Laurentego I okazałam mu miłość, jak mogłam, Nie przekraczając granicy skromności.

Jak często O takiej porze stare moje stopy O głazy grobów potrącały! Kto tu? Któż to tak późno obcuje z zmarłymi? *Baltazar.* Przyjaciel, który was dobrze zna, ojcze. *O. Laurenty.* Bóg z tobą! Powiedz mi, mój przyjacielu, Co znaczy owa pochodnia świecąca Chyba robakom i bezocznym czaszkom? Nie tlejeż ona w grobach Kapuletów? *Baltazar.* Tam właśnie; jest tam i mój pan, któremu Sprzyjacie, ojcze.

Tymczasem krzyk beznadziejnego cierpienia wydziera się z ust Oli. Tato !... tatusiu !.. przebacz!.. woła młoda kobieta, płacząc, wijąc się z rozpaczy. Ojcze!.. ojczulku!.. przebacz!.. kończy w łkaniu, szlochając. Na dźwięk słów ostatnich chmura osiada na wyniosłem czole Romana.

Słuchaj, świdrzygłówko! Nie dziękuj wdzięcznie, ni się pyszń z niepyszna, Lecz zbierz swe sprytne klepki na ten czwartek, By pójść z Parysem do świętego Piotra; Albo cię każę zawlec tam na smyczy. Rozumiesz? Ty białaczko! ty szuswale; Lalko łojowa! *Pani Kapulet.* Wstydź się! czyś oszalał? *Julia.* Błagam cię, ojcze, na klęczkach cię błagam, Pozwól powiedzieć sobie tylko słowo.

Cóż to za upór! Idę, idę, któż to Tak na gwałt puka? Skąd wy? Czego chcecie? Wpuśćcie mię, wnet się o wszystkim dowiecie. Julia przysyła mię. *O. Laurenty.* Witajże, witaj. *Marta.* O! świętobliwy ojcze, powiedz, proszę, Gdzie jest mąż mojej pani, gdzie Romeo? *O. Laurenty.* Tu, na podłodze, łzami upojony. *Marta.* Ach, on jest właśnie w stanie mojej pani, Właśnie w jej stanie.

Znam ja tajnie wyroku, Miłą ci rzecz obwieszczę; Choć mąż zginął od roku, Ja go wskrzeszę dziś jeszcze.” „Co, co? jak, jak? mój ojcze! Nie czas już, ach, nie czas! To żelazo zabójcze Na wieki dzieli nas! Ach znam, żem warta kary I zniosę wszelkie kary, Byle się pozbyć mary, Zrzekę się mego zbioru I pójdę do klasztoru, I pójdę w ciemny las. Nie, nie wskrzeszaj, mój ojcze!

Otwórz, wielebny ojcze franciszkanie. *O. Laurenty.* Toć nie czyj inny glos jak brata Jana. Witaj z Mantui! Cóż Romeo? Masz-li Ustną odpowiedz jego, czy na piśmie?

Niemasz, niemasz Maryli! Swaty nie namówili: Nie mogę, nie, nie mogę! Wiem, ojcze, co uczynię Pójdę w daleką drogę, Więcej mię nie znajdziecie, Choćbyście i szukali. Nie będę już na świecie! Przystanę do Moskali, Żeby mię wraz zabili. Niemasz, niemasz Maryli! =Matka.= Czemuż nie wstałam zrana? Już w polu pełno ludzi.

Ojcze!.. ty żyjesz!!.. tato... tatusiu!.. Biedna ja... biedna... nieszczęśliwa... bezzmiennie; tylko coraz ciszej i ciszej, rozlega się dalej u stóp starca wołanie Oli, w spazmach łkań bolesnych, bezsilne, straszne w swej grozie, bólu coraz beznadziejniejsze.

Słyszałem, i nic tego nie odwlecze, Że w przyszły czwartek wziąć masz ślub z tym hrabią. *Julia.* Nie mów mi, ojcze, że o tym słyszałeś; Chyba że powiesz, jak tego uniknąć, Jeżeli w swojej mądrości nie znajdziesz Żadnego na to środka, to przynajmniej Postanowienie moje nazwij mądrem, A w tym sztylecie zaraz znajdę środek.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają