Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 14 czerwca 2025


Twarzyczka schyliła się ujrzał, drżąc z bojaźni I radości, niestety! ujrzał najwyraźniéj, Przypomniał, poznał włos ów krótki, jasnozłoty, W drobne, jako śnieg białe, zwity papiloty, Niby srebrzyste strączki, co od słońca blasku Świeciły się jak korona na świętych obrasku. Zerwał się; i widzenie zaraz uleciało Przestraszone łoskotem i czekał, niewracało!

*Julia.* Nie przysięgaj wcale; Lub wreszcie przysiąż na samego siebie: Na ten uroczy przedmiot mych uwielbień, To ci uwierzę. *Romeo.* Jeśli szczera miłość Mojego serca... *Julia.* Daj pokój przysięgom. Lubo się cieszę z twojej obecności, Te nocne śluby nie cieszą mnie jakoś: Za nagłe one , za nierozważne, Podobne niby do blasku, co znika, Nim człowiek zdąży powiedzieć: błysnęło. Dobranoc, luby!

Sród ptaszych głów sterczały główki ludzkie małe, Odkryte; włosy na nich krótkie, jak len białe; Szyje nagie do ramion, a pomiędzy niemi Dziewczyna głową wyższa, z włosami dłuższemi; Tuż za dziećmi paw siedział, i piór swych obręcze Szeroko rosprzestrzenił w różnofarbną tęczę, Na któréj główki białe jak na tle obrasku, Rzucone w ciemny błękit, nabierały blasku, Obrysowane w koła kręgiem pawich oczu Jak wiankiem gwiazd, świeciły w zbożu jak w przezroczu Pomiędzy kukuruzy złocistemi laski, I angielska trawicą posrebrzaną w paski, I szczyrem koralowym, i zielonym ślazem, Których kształty i barwy mieszały się razem, Niby krata ze srebra i złota pleciona A powiewna od wiatru jak lekka zasłona.

Siedzący wciąż w zamyśleniu przed stolikiem młodzieniec głowę pochylił i ponownie ukrył w dłonie. Niby na jawie, przed oczyma żywo stanął mu bal ostatni... W jarzącej się świateł powodzi, wśród kołyszących się w takt melodyjnego walca par, sunęli oni wówczas po szklistej posadzce salonów...

I ty, Melanio, pozwoliłaś na to? ty, na opiece której, niby matki rodzonej, zostawiłem moje dziecię? Ty dałaś zezwolenie, nie zawiadomiwszy mnie o niczem?

Równocześnie jednak sposępniał, i, choć drobna, mała chmurka, co niby cień, wśliznęła się pomiędzy ich dusze względnie rozwiała się dość prędko, zostawiła jednak w umyśle Dzierżymirskiego ślad trwały. Teraz zatem, gdy znowu zamieniał z Olą banalne nieco frazesy, myśl jego pracowała uparcie w dalszym ciągu.

Poniżam dumę ciała i uczuć przepychy, A ty mi odpowiadasz, żem marny i lichy, Podobny do tysiąca obrzydłych ci ludzi. I wymykasz się naga. W przyległym pokoju We własnem się po chwili zaprzepaszczasz łkaniu, I wiem, że na skleconem bezładnie posłaniu Leżysz, jak topielica na twardem dnie zdroju. Biegnę tam. Łkania milkną. Cisza, niby w grobie.

Równocześnie przygnębiająca cisza gniotła mu piersi ciężarem, konające drgnienia i jęki umierającego, niby ostrzem ze stali krajały niemiłosiernie wyprężone nerwy, a zarazem lęk niewytłumaczony, dziwny, zatrząsł nim. Więc to śmierć!.. śmierć idzie już, przybliża się, okropna, bezzębna, oto jej szkielet sunie obok, mija go!.. Zbliża się teraz obojętna do łoża... nachyla nad konającym...

Wszystkie tego obrazu wdzięki i zalety, Darmo czekały znawców, nikt niezważał na nie, Tak mocno zajmowało wszystkich grzybobranie Tadeusz przecież zważał i w bok strzelał okiem, I nieśmiejąc iść prosto, przysuwał się bokiem: Jak strzelec gdy w ruchoméj, gałęzistéj szopie, Usiadłszy na dwóch kołach, podjeżdża na dropie, Albo na siewki idąc, przy koniu się kryje, Strzelbę złoży na siodle lub pod końską szyję, Niby to bronę włóczy, niby idzie miedzą, A coraz się przybliża kędy ptaki siedzą; Tak skradał się Tadeusz.

Niebawem przez jedno z licznych wejść wchodził do jej świątyni, pogrążonej w milczeniu, tchnącej majestatem zapatrzonych w siebie tworów ludzkiego geniusza, szybującego na skrzydłach artyzmu we wszelakich jego odmianach i fazach wcielającego piękno, by szło, niby tchnienie żywe, do dusz ludzkich, umiejących wznieść się i oderwać od poziomów! Znajdował się w salach dolnych.

Słowo Dnia

odłamanej

Inni Szukają