United States or Norway ? Vote for the TOP Country of the Week !


Ona w lubéj dziedzinie, która mi odjęta, Gdzie jéj wszystko o wiernym powiada kochanku; Depcąc świéże me ślady czyż o mnie pamięta? Mirza. Zmów paciérz, opuść wodze, odwróć nabok lica, Tu jeździec końskim nogom swój rozum powierza; Dzielny koń! patrz jak staje, głąb okiem rozmierza, Uklęka, brzeg wiszaru kopytem pochwyca,

Szanowano go przecież, bo pan s prapradziadów, Bogacz, dobry dla chłopów, ludzki dla sąsiadów; Nawet dla żydów. Hrabski koń zwrócony z drogi, Prosto kłusował polem pod zamku progi. Hrabia samotny wzdychał, poglądal na mury, Wyjął papier, ołówek i kreślił figury.

Pierś moja wchłaniała błogą wiosnę powietrza, świeżość gwiazd i śniegu. Przed piersią konia zbierał się wał białej piany śnieżnej, coraz wyższy i wyższy. Z trudem przekopywał się koń przez czystą i świeżą jego masę. Wreszcie ustał. Wyszedłem z dorożki. Dyszał ciężko ze zwieszoną głową. Przytuliłem jego łeb do piersi, w jego wielkich czarnych oczach lśniły łzy.

Na zegarze Bije północ: milczą straże, Panna słyszy dźwięk podkowy... Brytan, jakby głosu nie miał, Zawył ucicha i oniemiał. Skrzypnęły dolne podwoje, Stąpa ktoś w przysionkach długich I otwiera się drzwi troje, Troje drzwi jedne po drugich, Wchodzi jeździec cały w bieli I usiada na pościeli. Słodko, prędko czas ucieka; Wtem koń zarżał, jękła sowa, Zegar wybił, „Bywaj zdrowa!

To te bestje, panie sierżancie, niech ich tam kaci porwą... I wskazał palcem na wzgórza, będące przed nami. Ujrzałem wtenczas, jak się coś czerniło na szczycie wzgórza. Byłyż to krzaki, czy kaszkiety moskiewskiej piechoty? Nie miałem czasu przypatrywać się dłużej, albowiem nadbiegli adjutanci, wołając z całej siły: „Artylerja naprzód! stawać na pozycji!” Ruszyliśmy, co koń wyskoczył.

Linie wzgórzy, włochatych nagimi rózgami drzew, podnosiły się jak błogie westchnienia w niebo. Ujrzałem na tych szczęśliwych zboczach całe grupy wędrowców, zbierających wśród mchu i krzaków opadłe i mokre od śniegu gwiazdy. Droga stała się stroma, koń poślizgiwał się i z trudem ciągnął pojazd, grający wszystkimi przegubami. Byłem szczęśliwy.

Koń, jak gdyby pozbył trwogi, Ubiegł prosto pięć mil drogi. „Co to za cmentarz, mój miły?” „To mur, co mych zamków strzeże.” „A te krzyże, te mogiły?” „To nie krzyże, to wieże. Mur przeskoczym, przejdziem progi, Tu na wieki koniec drogi. „Stój mój koniu, koniu, stój! Przebyłeś, nim zapiał kur, Tyle rzek, i skał, i gór, A tuś zadrżał, koniu mój?

Albo wilk bieży pragniesz go odegnać, orłem skrzydłem wilk macha; Dośćzgiń, przepadnijwyrzec i przeżegnać, Wilk zniknie, wrzeszcząccha, cha, cha!” Każdy podróżny oglądał te zgrozy I każdy musiał kląć drogę: Ten złamał dyszel, ten wywrócił wozy, Innemu zwichnął koń nogę.

Za cóż do nieba nie idzie za tobą Twój giermek, każdej nieodstępny drogi, I z prożnem siodłem, okryty żałobą Towarzysz pola, koń jelenio-nogi, I sokół, i psy, co wiatr pyskiem sieką, I drugie z pyskiem wietrzącym daleko?" Szemrała gawiedź. Rycerze na stosie Składają ciało, mleko i miód leją: Przy długiej trąby i fletni odgłosie, Śmiertelne pieśni Wajdeloci pieją.

Złaź! to mój koń! złaź natychmiast! I silny, z pasyą wyrytą na drobnej twarzyczce, strącał młodszego brata, który z pokorą dziwną złaził z siodła, zaczepiając się o powiązane sznurkami strzemiona. Chłopiec, cały purpurowy, z krwią nabiegłą do oczów, rzucił się teraz pod stół i wyrwał dziewczynce książkę. Ty, oddaj, to moje!

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają