Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 28 czerwca 2025
Choćbyś i skonał to jeszcze twa mara Trzosby ten z sobą uniosła do trumny, Braciom jednego nie dawszy talara! Widzisz znam ciebie tyś człowiek rozumny Napis ci nawet wyryją na grobie: Cny obywatel dobry mąż nie sobie Co mógł z dóbr zebrać, poświęcał krajowi Choćby swój nawet ostatni grosz wdowi! Po nim Ojczyzna i rodzina płaczą Niech ty przechodnie pacierz zmówić raczą!”
Jedyny dobytek ciszy w sobie zbytek I snu podziemnego żmudny bezpożytek. Nim sporządzisz dla nas sanie Na wieczyste zimowanie, Połóż wieniec na kurhanie Z kalinowych witek. W waszem zgromadzeniu, w natłoczonym cieniu Jest taki, co maki kładł mi na ramieniu, Niech ze dzbana pije wodę, Niech przypomni lata młode, Gdy raz spojrzał w mą urodę W nagłem zachwyceniu!
I nagle z tych rysów, naciągniętych do pęknięcia, wyboczył się jakiś straszny, załamany cierpieniem grymas i ten grymas rósł, brał w siebie tamten obłęd i natchnienie, pęczniał nim, wybaczał się coraz bardziej, aż wyłamał się ryczącym, charczącym kaszlem śmiechu.
Spadają te krople wciąż: raz, dwa, trzy... raz, dwa, trzy... Dłużej liczyć nie może. On szaleje, lecz umrze. Ja szaleję... a pewno żyć będę. Myśli moje, zostańcie zemną!! Dnia 16 maja. Obawiam się pomieszania zmysłów. Nie mogę wyjść z pokoju, nic prawie nie jem, głowę mam rozpaloną. Zdaje mi się wciąż, że jestem z nim pod kluczem, że z nim razem przed śmiercią... konam.
Na lewo, jakby strzegąc doń wchodu, olbrzymi lew marmurowy leżał, z obwisłemi łapami, potężny, srogi, i jakby smętnie zadumany, a na nim, z rozpostartemi skrzydły, opierał się wielki Anioł uśpiony... I tchnące łagodnością, cudne oblicze Anioła zda się być rzeczywiście nie z tego nędz padołu!..
Mężczyzna w swej automatycznej sztywności zastygły, siedział nieporuszony w kącie sofy, zdając się wydzielać z siebie ten chłód trupi i mrozić nim ożywioną jeszcze niedawno dziewczynę. Teraz było już ich dwoje smutnych, niemających dachu po nad duszą.
Twarzy niebyło widać, zwrócona na pole Szukała kogoś okiem, daleko, na dole; Ujrzała, zaśmiała się i klasnęła w dłonie, Juk biały ptak zleciała s parkanu na błonie, I wionęła ogrodem, przez płotki, przez kwiaty, I po desce opartéj o ścianę komnaty, Nim spostrzegł się, wleciała przez okno, świecąca, Nagła, cicha i lekka, jak światłość miesiąca.
Krasnostawski pochylił głowę, ująwszy ją w dłonie. Jakiś bunt mimowolny podnosił się w nim przeciwko życiu, losowi i ironii jego. Po co tu przybył lat temu kilka, po co przywiązał się do tego cudzego kątka ziemi, po co tak gorąco ukochał Olę? Dlaczego to wcielenie wdzięku, czaru, wiosny, miłości i piękna, w osobie tej kobiety, stanęło, jak cień niepochwytne, na drodze jego życia?..
To, co się ze mną zdarzyło, jest tak straszne, tak niesłychane, a jednak tak naturalne, że nie wiem czy znajdę siły, aby o tem pisać. Łudziłem się, łudziłem się jeszcze dziś rano. Jak mogło mi się zdawać, że to mój obowiązek, obowiązek sędziego pcha mnie, żebym szedł wolny do jego celi i dygotał z nim razem w przedśmiertnych drgawkach?
Skąd ten krzyk—ten strach okropny Między owieczkami?! Oj! Poczuły one wilka Pod owczarni drzwiami... Wilk—to rabuś jest krwiożerczy, Najgorszy z rabusi, Co napotka—to rabuje, I owieczki dusi! Lecz gospodarz krzyk usłyszał, Więc nim zbiegła chwilka, Wybiegł z strzelbą, na podwórze I zastrzelił wilka! #Lis i Gąski.# "Chodźcie gąski na spacer..." Mówił lis do gąsek.
Słowo Dnia
Inni Szukają