United States or Hong Kong ? Vote for the TOP Country of the Week !


Seweryn znów oparł się o ścianę i śledził wzrokiem drobną postać chłopca, który z wysiłkiem pakował konia na łóżko. I zdawało mu się, że dziecko to jest mu doskonale znajome, że widywał je codziennie dawniej i teraz odnalazł nagle wraz ze wszystkiemi ruchami, tonacyą głosu, karnacyą skóry...

Gerwazy siadł na ziemi, oparł się o ścianę, I pochylił ku piersiom czoło zadumane; Światłość miesięczna padła na wierzch głowy łysy, Gerwazy po nim kryślił palcem różne rysy; Widać że przyszłych wypraw snuł plany wojenne. Ciężą mu coraz bardziéj powieki brzemienne, Bezwładną kiwnął szyją, czuł że go sen bierze, Zaczął wedle zwyczaju wieczorne pacierze.

A, rzeczywiście odparł przecież choć jeden jakiś znak życia... Na brudną wodę kanału, porysowaną ścianę i kołyszący się kadłub pustej gondoli, przywiązanej u stopni marmurowych wielkich kutych drzwi, kładło się cieniem przyćmione czerwonawe światło, idące z okna oświetlonej komnaty. Jednocześnie płynęły melodyjne, ciche akordy fortepianu, wydobywane znać miękka kobiecą rączką.

Jest to mężczyzna lat trzydziestu, wybladły i wychudły, obnoszący swą, twarz zniszczonego rozpustą ulicznika w obramowaniu rudych rzadkich faworytów. Seweryn w tej chwili przegląda się w lustrze, wyszczerzając zęby. Paweł czeka na progu, zimny, spokojny, utkwiwszy wzrok przygasły w przeciwległą ścianę.

Nie patrząc nawet na nie, obojętny, Dzierżymirski, skręca w lewo, a wzrok jego przesuwa się machinalnie po małych zadrukowanych tabliczkach marmurowych wprawionych gęsto obok siebie w ścianę kolumnady, a oznaczających miejsce trumienek, z popiołami nieboszczyków.

Wypróbowała je rano na panu Wentzlu, była więc pewną swego i gradem ognistych spojrzeń obsypywała młodziuchnego blondynka, który jak wiśnia rumienił się i obrywał guziki u rękawiczek. Pan Wentzel, wciśnięty w kąt, stał, opierając się plecami o ścianę. Po nad nim, płonęły świece kinkietu i oblewały go złotawym blaskiem i kroplami stearyny.

Twarzy niebyło widać, zwrócona na pole Szukała kogoś okiem, daleko, na dole; Ujrzała, zaśmiała się i klasnęła w dłonie, Juk biały ptak zleciała s parkanu na błonie, I wionęła ogrodem, przez płotki, przez kwiaty, I po desce opartéj o ścianę komnaty, Nim spostrzegł się, wleciała przez okno, świecąca, Nagła, cicha i lekka, jak światłość miesiąca.

Słowo Dnia

gromadką

Inni Szukają