Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 7 września 2025
Już przy ziemi wrzask ich zaumiera, A po niebie jeszcze dalej gna! Chmura oścież w wszechświat się rozdziera, Niema za nią kresu, ani dna! Słońce, w szyby łzawiejąc odżdżone, Po podłodze złoty wzburza łan, I odbicia okien rozmnożone Wprawia w kurze zruchomiałych ścian. Ktoś rozepchnął furtę w mym ogrodzie, Aż z odwrzaskiem runęła na błoń!
Gdy marszałkowa wymawiała te ostatnie wyrazy, instynktownie przysunęła się do brata, chcąc pocieszyć go zapewne, lecz w tej samej chwili spojrzenie jej padło na drzwi od salonu, i drgnęła nerwowo. Zdało jej się, że ktoś dotyka właśnie klamki... Rzeczywiście, w sekundę później rozległo się trzykrotne pukanie, w ślad za tem zaś służący zawiadomił, że podano kolacyę i herbatę.
Czasem zajrzał do Gowartowa ktoś z dalszych, lub bliższych sąsiadów, i jak to bywa zazwyczaj na wsi, zjeżdżając całym rodzinnym taborem, na godzin kilka rozgaszczał się w pałacu. Dom cały naturalnie zniewolonym był być na usługi gości, działo się to jednak zawsze ku wielkiemu zmartwieniu Ładyżyńskiego.
Ciągle ktoś wchodził i, nie zatrzymując się, spieszył do improwizowanej kaplicy. Na palcach, po cichu wcisnąłem się do sypialni. W swoim wielkim fotelu koło łóżka siedziała mama. Zdawało się, że śpi, bo oczy miała pół przymknięte, nieruchome, jakby martwa, bez jednej kropli krwi. Prałat stał koło niej, trzymając w rękach dłoń jej zwisła bezwładnie na poręczy.
Roman usłuchał, a zamknąwszy tylko szczelnie okienne ramy balkonu, skierował się szybko w głąb pokoju. Jeszcze we mgłach wczesnego poranku drzemały góry, jezioro i niezbudzone, senne miasto Vevey, gdy do drzwi pokoju Dzierżymirskich zapukał ktoś dyskretnie. Roman, który obserwował właśnie przez okna mglisty krajobraz, na ten odgłos zerwał się pośpiesznie.
„Jednemu oddajesz wieniec Z róż lilii i tymianka; Kocha cię drugi młodzieniec Ty jednemu oddasz wieniec. „Zostawże łzy i rumieniec Dla nieszczęsnego kochanka, Gdy szczęśliwy bierze wieniec Z róż, lilii i tymianka.” Na to szmer powstał, różne pogłoski Pomiędzy ciżbą przytomną; Tę piosnkę śpiewał ktoś z naszej wioski, Lecz kto i kiedy, nie pomną.
Paf, paf!.. w tej samej chwili tuż koło Dzierżymirskiego o posadzkę uderza ktoś zamaszyście. Sortez, sortez donc, monsieur!.. Quatre heures... la consigne!.. rozlega się głos twardy i szorstki.
Teraz widzę, że śmierci mojego stryja towarzyszyły istotnie okoliczności tajemnicze. Panowie sami jeszcze nie wiecie, czy ta sprawa wchodzi w zakres działania policyantów, czy też pastorów. A w dodatku dostaję ów list zagadkowy... Widać z niego, że ktoś śledzi łąkę i przyległe do niej pustkowia i trzęsawiska rzekł doktor Mortimer.
Widoki, wpadające mu w oczy, chwytał skwapliwie i czuł nieraz, że myśl jego, dotąd beznadziejnie zapatrzona w jedno wspomnienie, drgnęła raz i drugi, i uniosła się nieco, i spostrzegła skrawek błękitu nad domami i piosnkę usłyszała, którą nucił ktoś wysoko na poddaszu.
Znany w całem mieście pojazd "prezesowstwa", zaprzężony w dwa rosłe mieszańce, krwi anglo-arabskiej, wytoczył się na ulicę i pomknął chyżo. Co chwila z pośród idącej po szerokich chodnikach publiczności, lub z wymijanych powozów, kłaniał się ktoś uprzejmie Dzierżymirskim, a oni, uśmiechnięci, weseli, tak samo grzecznie oddawali wszystkim ukłony.
Słowo Dnia
Inni Szukają