United States or Tonga ? Vote for the TOP Country of the Week !


Tygodnie te stały pod znakiem dziwnej senności. Łóżka cały dzień nie zaścielone, zawalone pościelą zmiętą i wytarzaną od ciężkich snów, stały jak głębokie łodzie gotowe do odpływu w mokre i zawiłe labirynty jakiejś czarnej, bezgwiezdnej Wenecji. O głuchym świcie Adela przynosiła nam kawę.

Dookoła łóżka, pod wieloramienną lampą, wzdłuż szaf chwiały się kępy delikatnych drzew, rozpryskiwały w górze w świetliste korony, w fontanny koronkowego listowia, bijące pod malowane niebo sufitu rozpylonym chlorofilem.

Nareszcie Kazia podniosła się z łóżka i do sił wracać poczęła, dziecko chowało się zdrowo, Wicek odetchnął i roboty się chwycił. Czas bo był niemały. Wszystkie zasoby wyczerpały się i poszły na lekarstwa i doktorów. Dziecko chrztu się domagało. Znajomi o sute chrzciny się domawiali, stary Burba pragnął ludzi fetą zadziwić i zły stan swoich interesów w ten sposób ozłocić.

Miała ładną książeczkę, oprawną w kość słoniową i zbrudzoną na kartkach, które czerniły się modlitwąZa męża i rodzinę”. To była jej świąteczna książka na codzień miała wielkiegoDunina”, którego czytała, strzelając oczkami na lewo i prawo, lub przechylając główkę na atłasową kołdrę swego eleganckiego łóżka.

Koło łóżka, na małym stoliczku przygotowana filiżanka ziółek Jambard; obok leży ręczne lusterko znacznie powiększające i fiszbin do języka. Zmaczana w letniej wodzie i napojona esencją werweny serweta wisi na poręczy łóżka, tuż obok pary jedwabnych przewróconych na lewą stronę i opylonych lekko proszkiem Viguiera skarpetek. W całym pokoju cisza i półcień dyskretny.

Krasnostawski, odwróciwszy się od okna, spotkał smutny, pełen tęsknoty wzrok starca, utkwiony w roztaczający się poza oknem krajobraz. Do łóżka zbliżył się pośpiesznie.

Masz tu flaszeczkę: weźmiesz do łóżka, I filtrowany likwor ten wypijesz; A wnet po wszystkich żyłach cię przebiegnie Usypiający dreszcz, który owładnie Wszelką żywotną funkcją; wszystkie pulsa Wstrzymają w tobie swe zwyczajne bicie; Ni dech, ni ciepło nie wskaże, że żyjesz.

Ubogie mieszkanie studenckie w Paryżu; drzwi w głębi; z prawej strony dwa łóżka ustawione jedno za drugiem. Szafa, ubrania męskie i kobiece zasłonięte płótnem. Na lewo na przedzie stół, dwa krzesła i kanapka. W tylnej części ściany mała kuchenka. Ciepły letni zmierzch, pełen różowych odblasków zachodu zapada zwolna.

Gdy baronet podźwignął się z łóżka, dla odzyskania równowagi duchowej, pod opieką tego zacnego lekarza wyruszył w podróż naokoło świata. Wrócił zdrów moralnie i fizycznie. Zbliżam się do końca tej dziwnej opowieści; starałem się przelać w czytelników obawy, które trapiły nas tak długo i skończyły się tak tragicznie.

Dziewczyna wstała, podeszła do łóżka, obojętnie zrzuciła spódnicę, zdjęła pończochy; położyła się pół naga na kołdrze. Po chwili miarowy, głośny oddech dał nam poznać, że zasnęła. Milczeliśmy w tej ciężkiej ciszy, przepełnionej zapachami perfum i ciał. Otrzeźwiałem był zupełnie. Dziwna, gwałtowna tęsknota za żoną, za tak nikczemnie poniewieranem domowem ogniskiem mnie opanowała.