United States or Vanuatu ? Vote for the TOP Country of the Week !


Szprychy jej wozu z długich nóg pajęczych; Osłona z lśniących skrzydełek szarańczy; Sprzężaj z plecionych nitek pajęczyny; Lejce z wilgotnych księżyca promyków; Bicz z cienkiej żyłki na świerszcza szkielecie; A jej forszpanem mała, szara muszka, Przez pół tak wielka, jak ów krągły owad, Co siedzi w palcu leniwej dziewczyny; Wozem zaś próżny laskowy orzeszek, Dzieło wiewiórki lub majstra robaka, Tych z dawien dawna akredytowanych Stelmachów wieszczek.

Widzi dumnego ojca pięknej dziewczyny, zazwyczaj traktującego go z góry dla nich, potomków starożytnych rodów, chociaż częstokroć biednych pełnym uprzejmości wyrafinowanej i uniżonej niemal grzeczności.

A jeszcze w dodatku serce mu bije gwałtownie i coś się przed nim majaczy, jakiś uśmiech dziewczyny, jakiś akordnokturnazasłyszanego przed chwilą... Wszystko to gnębi go i dręczy nad wyraz. Ciasna klatka piersiowa niemoże pomieścić tylu wrażeń, które razem z ciepłą wonią wiosenną do jego piersi się cisną. Coś go dławi w gardle, oddech mu tamuje.

Z kryształowego kielicha delikatnie wychylał się kwiat purpurowy, dotykając warg prawie dziewczyny. Usteczka jej małe uśmiechały się rozkosznie, pocałunku zda się spragnione... Młody człowiek pozostawał chwilę w niemej kontemplacyi ubóstwianego przez się kącika izdebki, wreszcie powoli wzrok swój przeniósł w stronę stolika, gdzie leżały cicho banknoty i złoto.

Za mało widocznie wsypałam ci popiołu i maku, rzekła macocha: bo inaczej całą noc siedzieć byś musiała. My wyjeżdżamy, a, jeżeli za powrotem nie zastanę wybranego tego oto maku, to mi się nie pokazuj na oczy! I jeszcze raz oknem wleciały gołąbki i mak z popiołu wybrały, a widząc płacz dziewczyny, szepnęły jej na pożegnanie. Niech sobie jadą, a ty siedź cicho i bądź spokojna.

Już głowę odwróciła i wzniosła ramiona, I zrywała się lecieć jak kraska spłoszona, I już lekkie jéj stopy wionęły nad liściem, Kiedy dzieci przelękłe podróżnego wniściem I ucieczką dziewczyny, wrzasnęły okropnie; Posłyszała, uczuła że jest nierostropnie Dziatwę małą, przelękłą i samą porzucić: Wracała wstrzymując się, lecz musiała wrócić, Jak niechętny duch, wróżka przyzwany zaklęciem; Przybiegła z najkrzykliwszém bawić się dziecięciem, Siadła przy niém na ziemi, wzięła je na łono, Drugie głaskała ręką i mową pieszczoną; się uspokoiły, objąwszy w rączęta Jéj kolana i tuląc główki jak pisklęta Pod skrzydło matki.

Związała włosy i powoli, z pewnym leniwym wdziękiem na poduszki sofy upadła. Funta kłaków niewarte! powtórzyła przez zaciśnięte zęby. Z po za uchylającej się firanki dolatywał przenikliwy głos dziewczyny, śpiewającej na scenie drżącym sopranem: /# „Demande aux lys, s'ils aiment la rosée”. #/

Tákié frászki mnie zbiéráć pożyteczniéy było, Niżli, w co mię nieszczęśćié moie dźiś wpráwiło, Płákáć nád głuchy grobem méy wdźięcznéy dźiewczyny, Y skárzyć sye srogość ćiężkiéy Proserpiny. Alem użyć w oboygu iednákiéy wolnośći Niemógł: owom ominął, iáko w doyrzáłośći Dowćipu coś ránégo: to mię przygodá Gwałtem wbiłá, y moia nienagrodna szkodá.

Jakaś tajemniczość włóczyła się wzdłuż tych ścian rzędem drzwiczek przeciętych, jakiś podejrzany handel, przywodzący na myśl połączenia potworne, kurcze głodu przed światem tajone, łzy dziewczyny schańbionej i oczy starca powleczone mgłą rozpusty. Lecz już kelner stał koło drzwi siedemnastego numeru, dzwoniąc kluczami. Żydówka doń dopadła. Cicho! cicho! niechaj nie słyszą!

Rozróżnić już można było i tapety, odpadające od wilgotnych ścian, i puder, pościerany na pięknej może niegdyś twarzy dziewczyny. Czułem, że powinienem, że muszę iść do domu. Żegnam cię powiedziałem, podając rękę Jerzemu. Zajdź do mnie. Mieszkam na Senatorskie; pod dwudziestym drugim. Chciałbym cię w innej chwili widzieć. Po co? Nie chodzę nigdzie, nie bywam nigdzie.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają