United States or Turkey ? Vote for the TOP Country of the Week !


Skrzyp, skrzyp i już nad łożem, Skrwawionym sięga nożem I iskry z gęby sypie, I ciągnie mnie, i szczypie. Ach, dosyć, dosyć strachu, Nie siedzieć mi w tym gmachu, Nie dla mnie świat i szczęście, Nie dla mnie już zamęźcie!” „Córko! rzecze jej stary, Niemaż zbrodni bez kary, Lecz, jeśli szczera skrucha, Zbrodniarzów Pan Bóg słucha.

Niedosłyszane wzajemnie często w gwarliwym hałasie "Mercerii" słowa ich ginęły bez echa, gdy naraz i tym razem zupełnie głośno, po niewiele znaczących uwagach, odezwał się pierwszy Dzierżymirski. -Czy wiesz, moje życie, to już trzy tygodnie blisko, jak wyjechaliśmy z kraju? Czas leci, kto by pomyślał, że niebawem już minie miesiąc, jak porwałem ciebie, szczęście moje, z łona rodziny?..

Potem przyszedł Turski; nie patrzyli więc już na obrazy, tylko na siebie. I wtedy byli szczęśliwi. Nie, ja stanowczo do szczęścia nie jestem zdatny. Szczęście to jest taka wyłączność, takie zaprzepaszczenie, że na to nie zdobyłbym się nigdy.

Tak unikał dotąd ludzi, tak uciekał od nich, by być samym tylko z Olą, by bez zamącenia niczem pić szczęście chwili i miłością w sobie wszystko zagłuszyć!..

Naturalnie, chciał się żenić, ale nie było to możliwe prędzej niż za trzy lata, po ukończeniu studyów: czas ten jednak przeleci prędko, o tem nie ma mowy. Ona zgadzała się na wszystko, byle być z nim. Nie spotkałem jeszcze w życiu człowieka tak uradowanego: radował się w nim doprawdy każdy atom krwi. I czegóż w radości tej nie było: miłość, wdzięczność, nadzieja, duma, szczęście, wszystko!

Ani mi teraz łácno dowiádáć sye o tym, Iaka mię z płáczu mego czeka cześć nápotym. Niechćiałem żywym śpiéwáć, dźiś umárłym muszę, A cudzéy śmierći płácząc, sam swé kośći suszę. Próżno to, iakié szcześćié ludźi náśláduie, Ták w nas álbo dobrą myśl, álbo złą spráwuie.

Ledwie Mieszkowi był czas zmróżyć oczy, Zbladnąć, paść na twarz, a już niedźwiedź kroczy, Trafia na czoło, maca, jak trup leży... Wnosi, że to nieboszczyk i że już nie świeży, Więc, mruknąwszy ze wzgardą, odwraca się w knieje. Bo niedźwiedź Litwin mięs nieświeżych nie je Dopieroż Mieszek odżył. „Było z tobą krucho! Wola kumszczęście, Mieszku, że cię nie zadrapał!

Nieraz brałem za szczęście chwileczkę swawoli, Nieraz mię obłąkała wyobraźnią młoda, Albo słówka zdradliwe i wdzięczna uroda, Lecz wtenczas i rozkosznéj złorzeczyłem doli. Nawet owę, gdy owę kochałem niebiankę, Ileż łez, jaki zapał, jaka niegdyś trwoga, I żal teraz na samę imienia jéj wzmiankę.

Ja mam maleńkie dziatki I wioski, i dostatki: Dostatek się zmitręża, Gdy zostałam bez męża. Lecz ach! nie dla mnie szczęście! Nie dla mnie już zamęźcie! Boża nademną kara, Ściga mię nocna mara. Zaledwie przymknę oczy, Traf, traf, klamka odskoczy; Budzę się: widzę, słyszę, Jak idzie i jak dysze, Jak dysze i jak tupa... Ach, widzę, słyszę trupa!

Nie w nim też może dla Broniki szczęście Z woli ma płynąć niewolne zamęźcie; Jako kwiat, córka obcej ręki czeka, I traf młodzieńca przyniesie z daleka; Dlatego dajcie wolność Wiesławowi, O własnem szczęściu niechaj sam stanowi

Słowo Dnia

fixe

Inni Szukają