United States or Comoros ? Vote for the TOP Country of the Week !


*Merkucio.* Proszę cię, mój Piotrze, zakryj wachlarzem twarz jejmości, bo z dwojga tego jej wachlarz jest piękniejszy. *Marta.* Życzę panom dnia dobrego. *Merkucio.* Życzymy ci dobrego południa, piękna signoro. *Marta.* Czy to już południe? *Merkucio.* Nieinaczej; bo nieczysta ręka wskazówki na kompasie trzyma już południe za ogon. *Marta.* Chryste Panie! Cóż to za człowiek z waćpana?

Gwar dwojga młodych odbijał się echem po coraz to pustszym ogrodzie; śpiący dotąd spokojnie na ławce sąsiad ich, bezdomny biedak, zbudzony, zaklął z cicha i bez ceremonyi położył się na ławce, jak długi. Wespół z towarzyszem roześmiało się piękne dziewczę. Powstali.

Gorąco biło od tych dwojga młodych ludzi, ukrytych w cieniu odosobnionej pracowni malarskiej na ustronnej ulicy. Kiedy cię zobaczę?... zapytał mężczyzna, cały drżący pod wpływem dotknięcia jej rąk rozpalonych. Ona wzruszyła ramionami. Niewiem kiedy się wyrwę, niełatwo mi to przychodzi... On wstrzymywał jeszcze, obejmując miłosną pieszczotą. O! ale... niedługo!

*Romeo.* Nie jestem ani jednym, ani drugim, Jednoli z dwojga jest niemiłem tobie. *Julia.* Jakżeś tu przyszedł, powiedz, i dlaczego? Mur jest wysoki i trudny do przejścia, A miejsce zgubne; gdyby cię kto z moich Krewnych tu zastał...

Już, rzekła ciotka, z dwojga złego, lepiej s ptastwem Niż s tém co u nas dotąd gościło plugastwem; Przypomnij tylko sobie, kto tu u nas bywał: Pleban co pacierz mruczał, lub w warcaby grywał, I palestra s fajkami! to mi kawalery! Nabrałabyś się od nich pięknéj maniery, Teraz to pokazać się jest przynajmniéj komu, Mamy przecież uczciwe towarzystwo w domu.

Pan Wentzel raz jeszcze powoli list przeczytał, poczem pochyliwszy na piersi głowę myśleć począł. W nim jednym cała nadzieja! Cała nadzieja tych dwojga starców zgiętych od pracy, nędzy i smutku! Jak w tęczę, tak patrzą w niego ci rodzice, którzy, odmawiając sobie kawałka mięsa, chwili spoczynku do szkół go wysłali i teraz czekają plonów z tej mozolnej, ciężkiej pracy.

Nic tylko próg, tej chaty próg, Gładzony wciąż utrudą nóg, A zdala w słońcu szumi las, I wiem, że w lesie niema nas! W dłoni już pełny dzierżysz dzban, Krew doń upływa z naszych ran, Nic tylko krew i tylko krew I dwojga ust wylękły śpiew, A zdala w słońcu szumi las, I wiem, że w lesie niema nas!

Ja Protazy Baltazar Brzechalski, Dwojga imion, Generał niegdyś trybunalski, Vulgo Woźny, woźneńską obdukcyą robię I vizyą formalną, zamawiając sobie Urodzonych tu wszystkich obecnych świadectwo I pana Assessora wzywając na śledztwo, S powodu Wielmożnego Sędziego Soplicy: O inkursyą, to jest o najazd granicy, Gwałt zamku, w którym Sędzia dotąd prawnie włada, Czego dowodem jawnym jest, że w zamku jada.

Z dwojga par młodych oczu posypały się iskry, a panu Bolesławowi stanęło w tej chwili w mózgu, nieodwołalne ultimatum: Ta, lub żadna! Puścił się w pogoń za piękną dziewczyną. Dognał niebawem, zajrzał w oczy raz, drugi, trzeci, i począł iść w ślad za nią. Przy zbiegu jednak ulic kilku, dziewczę skręciło nagle w bok i znikło w bramie domu.

0! jakże noc ta polska, swobodna, zadumana i jasna była inną dla zapomnianego ojca, a jak inna, choć ta sama, rozpięta na włoskiem niebie, dla dwojga młodych w Wenecyi!... Tam, w upojeniu, w miłosnej ekstazie, dwie dusze, dwa młode istnienia zlewały się w jedno!... Na zegarach ich przeznaczeń teraz właśnie biła może zgodnie aksamitnymi cichymi tony, ziemska ułudna szczęścia godzina... A tu?...