United States or Taiwan ? Vote for the TOP Country of the Week !


*Merkucio.* Możeż być dobrym to, co jest gorszem? *Marta.* Jeżeli waćpan nim jesteś, to radabym z nim pomówić sam na sam. *Benwolio.* Zaprosi go na jakiś wieczorynek. *Merkucio.* Pośredniczka to Wenery. Huź, ha! *Romeo.* Cóż to, czyś kota upatrzył? *Merkucio.* Kotlinę, panie, nie kota; i to w starym piecu, nie w polu.

*Marta.* Śpiesz więc do celi Ojca Laurentego; Tam znajdziesz kogoś, co-ć pojmie za żonę. Jak ci jagódki pokraśniały! Czekaj! Zaraz je w szkarłat zmienię inną wieścią: Idź do kościoła, ja tymczasem pójdę Przynieść drabinkę, po której twój ptaszek Ma się do gniazdka wśliznąć, jak się ściemni.

*Pani Kapulet.* Nie ma w Weronie równego mu kwiatu. *Marta.* Co to, to prawda: kwiat to, kwiat prawdziwy. *Pani Kapulet.* Cóż, Julio? Będzieszże mogła go kochać? Dziś w wieczór ujrzysz go wśród naszych gości.

*Marta.* Piotrze, naści mój wachlarz i idź przodem. Ogród Kapuletów. *Julia.* Dziewiąta biła, kiedym posłała; Przyrzekła wrócić się za pół godziny. Nie znalazła go może? Nie, to nie to. Słabe ma nogi. Heroldem miłości Powinnaby być myśl, która o dziesięć Razy mknie prędzej, niż promienie słońca, Kiedy z pochyłych wzgórków cień spędzają.

*Romeo.* Pozdrów waćpani ode mnie, i powiedz, że jej daję rendez-vous ... *Marta.* Poczciwości! oświadczę jej to, oświadczę. Niebożę, nie posiędzie się z radości. *Romeo.* Co jej waćpani chcesz oświadczyć? Nie wiesz, co mówić miałem. *Marta.* Oświadczę jej, że pan dajesz randewu; co jest, jeżeli się nie mylę, ofiarą godną prawdziwego szlachcica.

*Romeo.* Powiedz jej, aby, pod pozorem spowiedzi, przyszła za parę godzin do celi Ojca Laurentego: tam ślub weźmiemy. Oto masz waćpani za swoje trudy. *Marta.* Nie, panie; ani fenika. *Romeo.* No, no, bez ceremonii. *Marta.* Za parę godzin więc; dobrze, nie zaniedba się stawić.

O, pewnie mię ona Ma za mordercę zakamieniałego, Kiedym mógł naszych rozkoszy dzieciństwo Splamić krwią, jeszcze tak bliską jej własnej, Gdzie ona? Jak się miewa i co mówi Na zawód w świeżo błysłym nam zawodzie? *Marta.* Nic, tylko szlocha i szlocha i szlocha; To się na łóżko rzuca, to powstaje, To woła: Tybalt!, to krzyczy: Romeo! I znowu pada.

Romeo nie zrodzon Do hańby; hańba-by wstydem spłonęła Na jego czole, bo ono jest tronem, Na którym honor śmiałoby mógł zostać Koronowanym na monarchę świata. O, jakże mogłam mu złorzeczyć! *Marta.* Chceszże Zbójcę krewnego twego uniewinniać? *Julia.* Mamże potępiać mojego małżonka? O biedny! któżby popieścił twe imię, Gdybym ja, od trzech godzin twoja żona, Miała je szarpać?

*Pani Kapulet.* Dość tego, Marto, skończ już historyę, Proszę cię. *Marta.* Dobrze, miłościwa pani.

Sala w domu Kapuletów. *Pani Kapulet.* Weź te półmiski i wydaj korzeni. *Marta.* Piekarz o pigwy woła i daktyle. *Kapulet.* Śpieszcie się, śpieszcie! Już drugi kur zapiał; Poranny dzwonek ozwał się: to trzecia, Dojrzyj ciast, moja Marto; nie szczędź przypraw. *Marta.* Co to za wścibstwo! Idźże się pan przespać. Dalipan, jutro się nam rozchorujesz Z tego niewczasu. *Kapulet.* Ani krzty! Do licha!