Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 14 czerwca 2025


*Romeo.* Znowu mi będziesz prawił o wygnaniu. *O. Laurenty.* Dam ci broń przeciw temu wyrazowi; Balsamem w przeciwnościach filozofia; W tej więc otuchę czerp, będąc wygnanym. *Romeo.* Wygnanym jednak! o, precz z filozofią! Czyż filozofia zdoła stworzyć Julię? Przestawić miasto? Zmienić wyrok księcia? Nic z niej: bezsilna ona, nie mów o niej. *O. Laurenty.* Szaleni więc głuchymi, jak widzę.

Lecz on, nie ruszając się z miejsca, przez zaciśnięte usta szeptał: Cicho!... Kobieta milkła i siedzieli tak oboje w milczeniu, w rozpaczliwej melancholii dwojga zamierających organizmów, skutych ze sobą ona, rozpamiętywając swą przeszłość, on pławiąc się w lubieżności smutku i o trumny potrącającego wspomnienia.

I gdy jasno błękitne światło od okien płynące z szarego tonu zmieniało się w złoto-rudy blask wycinający kontury mebli a coraz dalej ku głębi pokoju rozpływało się w czarniawo-szafirowym cieniu on pochylał się nad martwiejącą w trupiej pozie dziewczyną. Zagwizdaj, Papuziu!... Ona gwizdała, z początku niechętnie, potem coraz więcej zatapiając się w cichej nutce melodyi.

Wracam, jak zawsze, z biura, przychodzę do domu, szukam cię po wszystkich pokojach. Służący powiada mi, że pani wyszła i podaje mi kartkę twoją. Nie, to być nie może, ja temu nie wierzę to nieprawda, to sen. Nikt o tem w Warszawie nie wie, moja matka codzień pyta się ciebie ona kochała cię jak własną córkę. A ty taka święta, taka czysta, ty tutaj, ty...

Nie rań pogardą tej obcej dziewczyny, Jej czar jest inny, niżeli twój czar. Tyś memu ciału dreszcz w świecie jedyny, A ona ust mi chce oddać maliny, Czyjaż dłoń zdoła odtrącić ten dar? Wszak tobie pierwszej miłość wyznaję, Ona nic nie wie, choć czeka i śni. Szedłbym tak do niej, jak w lasy i w gaje, A odkąd znam , wciąż mi się wydaje, Że policzone wiosny mej dni!

Wszak młodość ma swoje silne prawa, każdy w tym czasie korzysta z nich, a starość, ubrana w pożółkłe, lecące liście jesieni życia, swą głowę srebrną pochylić zawsze musi przed jej oślepiającym blaskiem, pomna, że i ona kiedyś taka sama była. I pan January wysiłkiem woli uprzytomnił sobie nagle minione lata swoje, wpatrzył się w nie na chwilę...

Ona w lubéj dziedzinie, która mi odjęta, Gdzie jéj wszystko o wiernym powiada kochanku; Depcąc świéże me ślady czyż o mnie pamięta? Mirza. Zmów paciérz, opuść wodze, odwróć nabok lica, Tu jeździec końskim nogom swój rozum powierza; Dzielny koń! patrz jak staje, głąb okiem rozmierza, Uklęka, brzeg wiszaru kopytem pochwyca,

Zdawała się ona być ze wsi, a Bogu duszę winna, ucierała w tej chwili swój nos zamaszyście, nieestetycznym i prymitywnym, ludowi naszemu właściwym sposobem, mrugając równocześnie małemi, zaszłemi krwią, jak u królika, oczkami.

W naprężeniu nerwowem, w jakiem była, zaczęła nagle majaczyć; zdawało się jej teraz, że Wicek chce wyleźć z kołyski a ona uspakaja go i leżeć mu każe. Leż, hyclu, robaku, sieroto! bo cię uśmiercę!... Nagle poczuła się kopnięta silną, męzką nogą w gruby but zbrojną.

Wyciągnął swą tłustą szyję dobrze zbudowanego blondyna i przymknął oczy z dobrotliwym uśmiechem. Ona zbliżyła się szybko, zmieszana, niezgrabna, nieprzyzwyczajona do częstych tego rodzaju pieszczot. Gdy znalazła się tuż przy nim, taka nędzna, mała, chuda, zmieszała się jeszcze więcej. W lustrze widziała odbicie postaci swej i stojącego wciąż z zamrużonemi oczami męża.

Słowo Dnia

obmyślił

Inni Szukają