United States or Armenia ? Vote for the TOP Country of the Week !


Świat kobiecy Ulicy Krokodylej odznacza się całkiem miernym zepsuciem, zagłuszonym grubymi warstwami przesądów moralnych i banalnej pospolitości. W tym mieście taniego materiału ludzkiego brak także wybujałości instynktu, brak niezwykłych i ciemnych namiętności. Ulica Krokodyli była koncesją naszego miasta na rzecz nowoczesności i zepsucia wielkomiejskiego.

Serce mu biło gwałtownie, gdy ujrzał którą przechodzącą ulicą. Jeśli nie był sam pociągał gwałtownie swego towarzysza i przechodził na drugą stronę ulicy. Dlaczego to robisz? pytał towarzysz patrz, idzie Morelka, przywitasz się z nią... może mnie przedstawisz? Irek brwi marszczył, głowę odwracając. Dziwny jesteś odpowiadał nie wiesz, że oddawna nie znam tej pani?

Tymczasem przechodziło jutro bez żadnego rezultatu i tak samo dni następne. Pewnego jesiennego popołudnia, Seweryn, zdenerwowany, wlókł się wzdłuż kamienic, zatrzymując się przed każdą wywieszoną kartą. Wstąpił już do dwóch domów, pomimo że ulica nie przypadała mu do gustu. Ruchliwa była, co chwila przeleciała przez nią dorożka, to znów o kilka kroków grała katarynka wyjątki z „Carmen”.

Zaczepiani co chwila przez natrętnych właścicieli magazynów, przekupniów mozaiki i małych bosonogich chłopaków, narzucających się im co chwila, z pytającem słowem i spojrzeniem ładnych, czarnych ocząt: "Accompagnare, signore?...", Dzierżymirscy szli szybko, wygodną, choć krętą ulicą, rozmawiając wciąż ze sobą.

Zatkwiony ostrzem w czub komina, Latarnia się na palcach wspina W mrok, gdzie już kończy się ulica. Obłędny szewczyk kuternoga Szyje, wpatrzony w zmór odmęty, Buty na miarę stopy Boga, Co mu na imię Nieobjęty! Błogosławiony trud, Z którego twórczej mocy Powstaje taki but Wśród takiej srebrnej nocy!

*Pierwszy muzykant.* Cóż to za bezczelny łotr z tego hultaja? *Drugi muzykant.* Pal go kaci! Zejdźmy tam na dół wmieszać się między orszak żałobny i czekać, rychło co spadnie z półmiska. Mantua. Ulica. *Romeo.* Jeżeli można ufać sennym wróżbom, Wkrótce mię czeka jakaś wieść radosna. Król mego łona oddycha swobodnie, I duch mój przez dzień cały niezwyczajnie Lekkim nad ziemię wznosi się polotem.

*Marta.* Idź i po błogich dniach błogie znajdź noce. Ulica. *Romeo.* Mamyż przy wejściu z przemową wystąpić, Czy też poprostu wejść? *Benwolio.* Wyszły już z mody Te ceremonie: nie będziemy z sobą Wiedli Kupida z bindą wkoło skroni, Łuk malowany z gontu niosącego I straszącego dziewczęta jak ptaki; Ani też owych prawili oracyi, Mdło za suflerem cedzonych na wstępie.

Nie mogłem iść do domu; niewysłowiony lęk, obawa samotności, obawa spokoju i martwoty gryzła mię nieustannym, prawie fizycznym bólem. Ale o pierwszej zamknięto kawiarnię i musiałem wyjść. Poszedłem wprost przed siebie i zacząłem błądzić. Bez celu, pierwszą lepszą ulicą, która się nawinęła, przez bulwary, przez place, przez zaułki.

Środkiem bulwaru Sewastopolskiego, ulicą, wymijały go ogromne, zielone tramwaje elektryczne, różnobarwne omnibusy konne, ekwipaże, samochody; cały zastęp ruchliwy pojazdów tamował co chwila wir miasta, na sekund kilka wielokrotnie zatrzymywać się była zmuszona wioząca Romana dorożka; policyjna w mantylach ciemnych krzykliwie czyniła porządek poczem ruszano znowu.

W swe kościste ręce spódnicę ujmowała przytem pociesznym ruchem, a z pełną komizmu gracyą unosząc wyraźniej i głośniej powtarzała ostatnią piosenki zwrotkę, i szła dalej, aby w parę minut ponownie wykonać też same identycznie produkcye. Idący ulicą mężczyzna przystanął i patrzał ciekawie na babinę, wkrótce jednak, znudzony, obojętnie odwrócił się i począł iść dalej.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają