United States or Slovakia ? Vote for the TOP Country of the Week !


*Pierwszy muzykant.* Cóż to za bezczelny łotr z tego hultaja? *Drugi muzykant.* Pal go kaci! Zejdźmy tam na dół wmieszać się między orszak żałobny i czekać, rychło co spadnie z półmiska. Mantua. Ulica. *Romeo.* Jeżeli można ufać sennym wróżbom, Wkrótce mię czeka jakaś wieść radosna. Król mego łona oddycha swobodnie, I duch mój przez dzień cały niezwyczajnie Lekkim nad ziemię wznosi się polotem.

Mówił, że wpadnie kiedy indziej, bo czekać więcej nie miał czasu... Kazał przeprosić jaśnie pana, bardzo i zostawił tu bilet swój, na którym coś napisał, i przy tych słowach lokaj podał bilet. Roman rzucił nań okiem... Pani Wygrzywalska jednak przerwała mu czytanie. Do swej roli wracała powtórnie.

*Julia.* O której godzinie Jutro mam przysłać? *Romeo.* O dziewiątej. *Julia.* Dobrze. Dwudziestoletni to termin. Nie pomnę, Pocom tu ciebie znowu przywołała. *Romeo.* Pozwól mi czekać, sobie przypomnisz. *Julia.* Zapomnę znowu, po co czekasz, pomnąc O twojej tylko lubej obecności. *Romeo.* A ja wciąż czekać będę, abyś ciągle Zapominała, sam zapominając, Że mam gdzie inny dom jak tutaj.

Nie zwłócz, nie pytaj, bo warta nadchodzi. Pójdź, biedna Julio! Nie mogę już czekać. *Julia.* Idź z Bogiem, starcze; idź, ja tu zostanę. Cóż to jest? Czara w zaciśniętej dłoni Mego kochanka? Truciznę więc zażył! O, skąpiec! Wypił wszystko; ani kropli Nie pozostawił dla mnie! Przytknę usta Do twych kochanych ust, może tam jeszcze Znajdzie się jaka odrobina jadu, Co mię zabije w upojeniu błogim.

Ktoś z obecnych powiada półgłosem, że skazaniec jest nieprzytomny. Stoi wciąż. Niepodobna czekać i przedłużać egzekucyę. Dyrektor daje znak kilku żołnierzy się zbliża; jeden pomaga księdzu, drugi bierze za rękę, trzeci podpiera z tyłu. Popychają go raczej, niż prowadzą.

Przechodząc koło sklepu z zabawkami, kupiłem dla Jasia pałasz, dla Zosi i Franka łamigłówkę. Toż będzie uciecha!... Kiedy w końcu dostałem się do swego mieszkania i zadzwoniłem, zdziwiłem się, bo długo kazano mi czekać. Czyżby wyszli? Zadzwoniłem raz, drugi. Po chwili dopiero otworzono.

Gdzie dom twój, gdzie rodzice? „Minęło lato, zżółkniały liście I dżdżysta nadchodzi pora; Zawsze mam czekać twojego przyjścia Na dzikich brzegach jeziora? „Zawszeż po kniejach, jak sarna płocha, Jak upiór błądzisz w noc ciemną? Zostań się lepiej z tym, kto cię kocha Zostań się, o luba, ze mną!

Państwo byliście tego dnia w Mantui. A co? mam pamięć? Ale, jak mówiłam, Skoro pieszczotka moja na brodawce Poczuła gorycz, trzeba było widzieć, Jak się skrzywiła, szarpnęła od piersi; Gołębnik za mną: skrzyp! a ja co żywo Na równe nogi: hyc! nie myśląc czekać, mi kto każe. Upłynęło odtąd Lat jedenaście. Umiała już wtedy O własnej sile stać, co mówię, biegać, Dyrdać.

Rano odjechali wszyscy, odprowadzeni nawet na pociąg przez Dyńdzia, który od tygodnia zachowywał się przyzwoicie, prawie bez zarzutu. Nawet matka zaczęła się łudzić możliwością poprawy. Chciała mu na samem wyjezdnem zaproponować spowiedź, ale cofnęła się i postanowiła czekać. Kto wie, co się w tej mózgownicy gnieździło. Za to ojciec dał się unieść złudzeniu.

Teraz Mistrzu sam sye lécz: czás Doktór każdemu. Ale kto pospolitym torem gárdźi, temu Tak poznégo lékárstwá czekáć nieprzystoi: Rozumem ma uprzédźić, co inszé czas goi.