Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 11 czerwca 2025


*O. Laurenty.*Masz, idź, bądź niewzruszoną i szczęśliwą W tem przedsięwzięciu! Wyprawię natychmiast Jednego z naszych braci do Mantui, Z listem do twego męża. *Julia.* O nadziejo! Ty mi bądź bodźcem, a hasłem Romeo! Bądź zdrów, mój ojcze! Pokój w domu Kapuletów. Proś te osoby, co tu spisane. A waść dwudziestu biegłych zbierz kucharzy.

Słuchaj, świdrzygłówko! Nie dziękuj wdzięcznie, ni się pyszń z niepyszna, Lecz zbierz swe sprytne klepki na ten czwartek, By pójść z Parysem do świętego Piotra; Albo cię każę zawlec tam na smyczy. Rozumiesz? Ty białaczko! ty szuswale; Lalko łojowa! *Pani Kapulet.* Wstydź się! czyś oszalał? *Julia.* Błagam cię, ojcze, na klęczkach cię błagam, Pozwól powiedzieć sobie tylko słowo.

*Marta.* Zwie się Romeo, jest z rodu Montekich, Synem waszego największego wroga. *Julia.* Jako obcego zawcześnie ujrzałam! Jako lubego za późno poznałam! Dziwny miłości traf się na mnie iści, Że muszę kochać przedmiot nienawiści. *Marta.* Co to jest? co to takiego? *Julia.* To wiersze, Których mię jeden tancerz dziś nauczył. *Marta.* Pójdź spać, waćpanna. *Marta.* Dalej! dalej!

*Julia.* Nie przysięgaj wcale; Lub wreszcie przysiąż na samego siebie: Na ten uroczy przedmiot mych uwielbień, To ci uwierzę. *Romeo.* Jeśli szczera miłość Mojego serca... *Julia.* Daj pokój przysięgom. Lubo się cieszę z twojej obecności, Te nocne śluby nie cieszą mnie jakoś: Za nagłe one , za nierozważne, Podobne niby do blasku, co znika, Nim człowiek zdąży powiedzieć: błysnęło. Dobranoc, luby!

*Parys.* Niech mię Bóg broni świętym obowiązkom Stać na przeszkodzie! Julio, w czwartek z rana Przyjdę cię zbudzić. Bądź zdrowa tymczasem I przyjm pobożne to pocałowanie. *Julia.* O! zamknij, ojcze, drzwi; a jak je zamkniesz, Przyjdź płakać ze mną. Niema już nadziei! Niema ratunku! Niema ocalenia! *O. Laurenty.* Ach, Julio! Znam twą boleść; mnie samego Nabawia ona prawie odurzenia.

Ach, jakże słodką jest miłość naprawdę, Kiedy jej mara taką rozkosz sprawia! Wieści z Werony! Cóż tam, Baltazarze? Czy mi przynosisz list od Laurentego? Co robi Julia? Czy zdrów jest mój ojciec? Jak się ma Julia? Po raz drugi pytam, Bo nie ma złego, jeśli jej jest dobrze.

Nie jest to krzywda, panie, ale prawda, I w oczy sobie mówię. *Parys.* Twarz twoja Do mnie należy, a ty jej uwłaczasz. *Julia.* Nie przeczę, moja bowiem była inna. Maszli czas teraz, mój ojcze duchowny, Czyli też mam przyjść wieczór po nieszporach? *O. Laurenty.* Nie brak mi teraz czasu, smętne dziecię. Racz, panie hrabio, zostawić nas samych.

*Romeo.* Na skrzydłach miłości Lekko, bezpiecznie mur ten przesadziłem, Bo miłość nie zna żadnych tam i granic; A co potrafi, na to się i waży; Krewni więc twoi nie trwożą mię wcale. *Julia.* Zabiliby cię, gdyby cię ujrzeli. *Romeo.* Ach! więcej groźby leży w oczach twoich, Niż w ich dwudziestu mieczach: patrz łaskawie, A będę silny przeciw ich gniewowi.

*Romeo.* Niechże ich usta czynią to, co ręce; Moje się modlą, przyjm modły ich, przyjmij. *Julia.* Niewzruszonymi pozostają święci, Choć gwoli modłom niewzbronne ich chęci. *Romeo.* Ziść więc cel moich, stojąc niewzruszenie, I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie. *Julia.* Moje więc teraz obciąża grzech zdjęty. *Romeo.* Z mych ust? O! grzechu, zbyt pełen ponęty!

*Marta.* Na moją cnotę! jużem wołała. Julciu! pieszczotko moja! moje złotko! Boże, zmiłuj się! Gdzież ona jest? Julciu! *Julia.* Czy mnie kto wołał? *Marta.* Mama. *Julia.* Jestem, pani. Co mi rozkażesz? *Pani Kapulet.* Słuchaj. Odejdź, Marto; Mam z nią sam na sam coś do pomówienia. Marto, pozostań: przychodzi mi na myśl, Że twa obecność może być potrzebna.

Słowo Dnia

odłamanej

Inni Szukają