United States or Liechtenstein ? Vote for the TOP Country of the Week !


Tiens, tiens, widzi pan jak to czas leci zwrócił się do Krasnostawskiego; za jakie pół godziny będziemy na stacyi, patrz pan, i wskazał ręką krajobraz. Błyszcząc w mroku, lśniła się opodal wstęga rzeki, na górze malowniczo rozrzucone dość duże miasteczko mrugało dziesiątkami światełek... Jechać! rozkazał Ładyżyński.

Chciał dołożyć i nazwisko, Lecz, nim pierwsze T napisał, Myślał pół godziny blizko. Głową i piórem kołysał I nic więcej nie napisał, Tylko do pierwszej litery Dodał małe kropki.... cztery. Gdy już napisane widzi, Jeszcze patrzy, jeszcze bada; Niechaj z tego nikt nie szydzi, Bo z djabłami rzecz nielada.

Całuje ręce rodziców, mężowi nadstawia usta do pocałunku, córkę głaszcze po głowie i żegnana, obdarzona pieszczotami, staje jeszcze na progu, przesyłając pocałunki końcami palców, ubranych w duńską rękawiczkę. Pa!... pa!... woła pa, Raku! pa, Nabuchodonozorze!... pa, mamusi i ojczusiowi... a niech Rózia za pół godziny samowar nastawi i po sucharki pójdzie!... pa!...

Wypraw do mnie depeszę przed wieczorem na Baker Street. A teraz, Watson, musimy dowiedzieć się o dorożkarza Nr. 2104, potem wstąpimy do galeryi obrazów przy Bond Street, dla zapełnienia sobie czasu do godziny drugiej. Trzy nici urwane. Sherlock miał niezwykły dar zwracania dowolnie swoich myśli w jakimbądź kierunku.

A to w ták máłym wieku sobie poczynáłá, Ze więcéy nád trzydźieśći Mieśięcy niemiáłá. Ták wielé cnót iéy młodość, y tákich dźiélnośći Nie mogłá zniéść: upádłá od swéy buynośći, Zniwá niedoczekawszy: kłośie móy iedyny, Ieszcześ mi sye był niezstał, á ia twéy godźiny Nie czekáiąc, znowu ćię w smutną źiemie śieię: Ale pospołu z tobą grzebę y nádźieię.

Niedarmo lotne gołębie w cugach Bóstwa miłości i niedarmo Kupid Ma skrzydła z wiatrem idące w zawody. Już teraz słońce jest w samej połowie Dzisiejszej drogi swojej; od dziewiątej do dwunastej trzy już upłynęły Długie godziny, a jeszcze jej niema.

Widziałem dwóch skazańców, co na swem uboczu Wysłuchali wyroku pod bagnetów strażą I na tłum zgromadzony patrzyli bez oczu, Jak ślepiec, kiedy zmierzchu wypatruje twarzą. Jeden z nich, licząc jakieś ubiegłe godziny, O widzenie się z ojcem poprosił nieśmiało, A drugi wnet zawołał: „Ja nie mam rodziny!” A miał , lecz mieć nie chciał... Tak mu się zdawało.

Duchem, proszę panicza, duchem! odparł żwawo leśniczy w ślad za odjeżdżającym. W pół godziny później, młody plenipotent siedział już przy biurku w Tomaszówce i kreślił słów parę do pana Emila.

Czy jest co nowego? spytał. Zdaje się, że obecna sprawa narobi hałasu odparł mój przyjaciel, zacierając ręce. Mamy dwie godziny wolne. Trzeba zjeść obiad i nabrać sił do działania. Po obiedzie przejdziemy się po łące; świeże powietrze wyruguje z twoich płuc nagromadzoną w nich mgłę londyńską. Wszak jesteś tu po raz pierwszy? Mam nadzieję, że nie zapomnisz tych odwiedzin... Pies Baskervillów.

Słowo Dnia

spoglądający

Inni Szukają