United States or Japan ? Vote for the TOP Country of the Week !


Krasnostawski wychylił się ze swego kocza, począł machać kapeluszem i krzyknął donośnie: A!... pan konsyliarz kochany!... Powitać, witać! Stój, Semenie!... Nejtyczanka zatrzymała się posłusznie i w podwójnem migocącem świetle kagańców u rozstajnego drzemiącego krzyża, zeszło się dwóch mężczyzn. To pan? Nie poznałem... odezwał się nazwany przez Krasnostawskiego konsyliarzem.

Fakt ten, na pozór drobny, stał się jednak dla Krasnostawskiego wysoce poważnym, postawił go bowiem wobec nowych chlebodawców na przyjaznej, poufałej niemal stopie, i takim dotąd bez zmiany pozostał.

Umilkł znów Gowartowski blady i zmęczony, a po chwili kończył: Ten ostatni, późniejszy, napisałem w chwili nierozumnego gniewu... Jest w mojem biurku, szuflada lewa, na wierzchu... Podrę go!.. Tu pan January, oswobodziwszy się od podtrzymującego go ramienia Krasnostawskiego, opadł na poduszki wycieńczony. Czy przynieść mam ten testament? poddał Krasnostawski.

Skrzywił się lekko przy ostatnich słowach pan Emil i odrzekł: Zapewne, zapewne, bardzo bym rad pocieszyć drogiego Januarka, ale właśnie wyjeżdżam za granicę i przyznać muszę, że na razie wybrał on się z zaproszeniem wcale nie na czasie! No, zobaczymy zresztą... Co pan wiesz, tu spojrzał uważnie na Krasnostawskiego o pani Oli i Dzierżymirskim?..

Krasnostawski usłuchał; bryka cofnęła się nieco, a powóz, przejechawszy spokojnie przez mostek, potoczył się znów równo i szybko dalej. Służę panu! rzeki Ładyżyński, częstując Krasnostawskiego cygarem. Zapalili... Oparłszy się wygodnie o poduszki i zaciągnąwszy cygarem, pan Emil rzekł. Nadstawiaj pan uszu!... Tandem tędy, zaczynam...

Przepraszam, że nie proszę pana kochanego do siebie, lecz postacią swoją do odejścia gotową wypędzam go raczej, lecz powody ważne... tu pan Emil uczynił obydwiema rękami ruch półokrągły, skłaniają mnie do tego! dokończył, i mówiąc to, elegancko zamknął drzwi przed nosem Krasnostawskiemu, a uśmiechnąwszy się pod wąsem ciągnął dalej wesoło, poufale wsunąwszy zarazem rękę pod ramię Krasnostawskiego.

Potem włożył na powrót do koperty zniszczony test, a zwróciwszy się do Krasnostawskiego, głosem dziwnie dźwięcznym, stanowczym, wymówił: Oddasz to jej... Oli i umilkł, opadłszy znowu na poduszki. Młody plenipotent machinalnie wziął kopertę schował do kieszeni surduta.

Jak burza, przeszła po nim pamiętna noc rozterki, cierpień, upokorzenia i bólu, ślad wiecznotrwały zostawiwszy po sobie... Twarz Krasnostawskiego bladą była, oczy przymglone i podkrążone, a na skroniach gdzieniegdzie, wśród czarnych pukli włosów, bielała nitka przedwcześnie siwa.

Podobała mu się piękna panna, bo komuż zresztą nie potrafiła ona się przypodobać, pełna wdzięku, uprzejma i zalotna?.. Przedstawiała poza tem typ kobiecy Krasnostawskiego... Nie kochał się w niej jednak bynajmniej, za trzeźwym był na to; choć z upokorzeniem dumy własnej, stanowisko swe podrzędne oceniać potrafił, a jednak...

Topolski i Ola w ślad zatem ruszyli powoli miejsca, rozmawiając znów żywo ze sobą, jeździec zaś, na wskos przeciąwszy łączkę, wspinać się zaczął po pochyłości jaru. Z lekkiego początkowo pod górę truchcika, koń przeszedł w wolnego stępa... W ciszy wieczornej, do uszu Krasnostawskiego dochodziły wyraźnie słowa i śmiechy idącej łączką pary.

Słowo Dnia

przylgnięte

Inni Szukają