United States or Trinidad and Tobago ? Vote for the TOP Country of the Week !


Donosiłem ci już, że, sądząc ze słów pocztmistrza, doszedłem do przekonania, ta próba niczego nie dowiodła. Mówiłem o tem sir Henrykowi, a on, ze zwykłą sobie szczerością, wezwał Barrymora i zapytał go, czy dostał telegram. Barrymore odpowiedział twierdząco. Czy chłopiec oddał ci go do rąk? pytał sir Henryk. Barrymore spojrzał ze zdziwieniem.

Dzierżymirski, niespokojny snać dotąd jeszcze, szedł krokiem raźnym, z cygarem zapalonem w ustach, a kroczył tak zamyślony, że byłby, nie widząc wyminął Olę niewątpliwie, gdyby ta, ubawiona, nie roześmiała się wesoło i nie pochwyciła go za ramię. Na dźwięk znajomego srebrnego śmiechu podniósł Roman głowę i twarz, chmurna dotychczas nieco, rozpogodziła mu się natychmiast.

*Merkucio.* Gdzież u dyabła ugrzązł Romeo! Czy był tej nocy w domu? *Benwolio.* Nie w domu swego ojca przynajmniej; mówiłem z jego służącym. *Merkucio.* Ta blada sekutnica Rozalina Na waryata go wnet wykieruje. *Benwolio.* Tybalt, starego Kapuleta krewny, Pisał do niego list. *Merkucio.* Z wyzwaniem, ręczę. *Benwolio.* Romeo mu odpowie.

I będę patrzał, jak maki i szczawie Mdleją, ciał naszych odurzone wonią, I będę wodził twoją białą dłonią Po wielkiej trawie, nieznanej nam trawie. Słychać go było, jak po młodem życie Biegł coraz śpieszniej ciepły deszcz majowy, Zbryzgany słońcem, co przez obłok płowy Wzdłuż mu kropliste rozwidniało nicie.

Gdy go wszyscy przywykną widzieć od maleńka. Lecz niechaj ukształcona, dorosła panienka, Nagle ni stąd ni zowąd przed światem zabłyśnie, Wtenczas każdy się do niéj przez ciekawość ciśnie, Wszystkie jéj ruchy, rzuty oczu jéj uważa, Słowa jéj podsłuchiwa i drugim powtarza. A kiedy wejdzie w modę raz młoda osoba, Każdy chwalić musi, choć i niepodoba.

Nie zna pan zatem pewnie wiele osób wysłuchawszy go cierpliwie do końca, przemówił Dzierżymirski tymczasem przedstawię pana par ci, par l

I nagle porwał Janka szał. Schwycił gobelin i cisnął go w wodę. Szczeźnij! zasyczał przez zęby. Gobelin zakołysał się na wodzie i pozostał tak rozciągnięty, prezentując w świetle krwawego słońca wypłowiałą barwę delikatnych linij. Janek drągiem gobelin w wodę zanurzać zaczął. Szczeźnij!... syczał. Był cały teraz czerwony, z sinemi pręgami żył po obu stronach skroni.

Łzy mu się rzucą, lecz skinął czołem, Że się to granie podoba; Ścisnął za rękę, ja go ścisnąłem I zapłakaliśmy oba. „Poznaliśmy się lepiej nawzajem I byliśmy przyjaciele. On zawsze milczał swoim zwyczajem, I ja mówiłem niewiele. „Potem, gdy troską strawiony długą Już nie mógł rady dać sobie, Ja towarzyszem, ja byłem sługą, Jam go pilnował w chorobie. „Nędzny w mych oczach gasnął powoli.

Czekają długo i stoją czarnym milczącym tłumem wzdłuż ledwo zarysowanych śladów toru, z twarzami w profilu, jak szereg bladych masek z papieru, wyciętych w fantastyczną linię zapatrzenia. I wreszcie niespodzianie zajeżdża, już wjechał z bocznej uliczki, skąd go oczekiwano, niski jak wąż, miniaturowy, z małą, sapiącą, krępą lokomotywą.

Łatwe sercowe zdobycze pomściły się na lekkomyślnym panu plenipotencie. Miłość prawdziwa, silno powaliła go już w drugim roku pobytu u Dzierżymirskich.

Słowo Dnia

zagradzających

Inni Szukają