Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 27 września 2025


W centrum Medyolanu, na placu "Del Duomo," w powodzi jaskrawych promieni upalnego, kończącego się już popołudnia, leniwie snuły się po chodnikach sylwetki niezbyt licznych przechodniów, kryjąc się od słońca pod kolumny frontowe i oszkloną galeryę "Vittorio Emanuele."

I wzięli się za ręce i poszli niezwłocznie, Wadząc nogą o nogę śmiesznie i poskocznie. I szli godzin wieczystych niewiadomo ile, Gdzież bo owe zegary, co wybrzmią te chwile? Mijały dnie i noce, którym mijać chce się, I mijało bezpole, bezkrzewie, bezlesie. I nastała wichura i ciemność bez końca I straszna nieobecność wszelakiego słońca.

Kolejka ruszyła z miejsca pędem prawie, zanurzyła się i zniknęła, jak zmyta, w oświetlonej gdzieniegdzie tylko elektrycznemi lampami czeluści ciemnej podziemnego tunelu, biegnącego, jak wiadomo, pod większą częścią nadsekwańskiej stolicy. Letnie, upalne popołudnie drzemało jeszcze nad ziemią, skwarne jednak słońca promienie zniżać się już poczynały stopniowo...

U jej brzegów w oddali, na lewo, wznosiły się ponure nieco kwadraty wieżyc katedry Notre Dame, w prawo zaś majaczył Luwr olbrzymi. Dalej znów błyszczał ozdobami most Aleksandra III-go, odcinała się na tle nieba wieża Eiffel w perspektywie, kopuła pałacu Inwalidów złociła się w promieniach majowego słońca...

Zapatrzonemu w dal przed się bez końca Reszta dorożki z plecami woźnicy, Znikając nagle na rogu ulicy, Odsłania szybę, zbłyskaną od słońca. Pies mój, w ślad za mną idący niemrawie, Znienacka wstrząsa kudłami swej grzywy I pysk zadziera i patrzy ciekawie Na szyld, od wróbli szary i wrzaskliwy.

Życie me jest więc w ręku mego wroga. *Benwolio.* Wychodźmy, wieczór dobiega już końca. *Romeo.* Niestety! z wschodem dla mnie zachód słońca. Ejże, panowie, pozostańcie jeszcze; Mają nam wkrótce dać małą przekąskę. Chcecie koniecznie? Muszę więc ustąpić. Dzięki wam, mili panowie i panie. Dobranoc. Światła! Idźmyż spać. Braciszku, Zapóźniliśmy się; idę wypocząć.

Ona już nic nie odpowiada, tylko stoi na środku pokoju, smutna, zgnębiona ujawniając w ostatnich blaskach zachodzącego słońca swą nędzę opuszczonej i oszukiwanej kobiety. Nagle porywa się i biegnie do okna. On będzie przechodził przez dziedziniec, zobaczy go jeszcze, może się uśmiechnie do niej, głowę odwróci... Nie!

Tłum cały drży z pragnienia takiegogrubego skandalu”. Taka rzecz nieczęsto się trafia. Nareszcie turkot zajeżdżających kół oznajmia przybycie gości weselnych. Nie dorożki to ale karety przywożą państwa młodych i liczną drużynę, karety z białemi lejcami, umyte i lśniące w promieniach słońca. Przyjechali! przyjechali! W tłumie powstaje nie szmer, lecz jakiś krzyk ciekawości ludzkiej.

W oczach wszystkich ów zbrodniarz był potworem i wyrzutkiem społeczeństwa; ona widziała w nim zawsze chłopaka z jasnymi kędziorami, którego nosiła na ręku i kochała, jak własne dziecko. Niema tak złego mężczyzny, po którymby nie płakała kobieta... Po wyjściu Watsona mówił baronet snułem się z kąta w kąt, wierny mojej obietnicy: nie zapuszczania się samemu na bagno po zachodzie słońca.

Szli wolno czas jakiś, pomimo woli zamyśleni. Tak, pani przemówił Topolski, snać błądząc jeszcze myślą hen, daleko, na szczytach Alp, w Szwajcaryi wrażenie to było tak silnem, nie zapomnę go do końca życia. I wie pani? dorzucił, z uśmiechem dziwnym i nagłym o czem mimo woli pomyślałem w owej uroczystej chwili, gdy pierwszy promyk słońca ozłocił cypl śnieżny "Mont Blanc?"

Słowo Dnia

podbiegunowe

Inni Szukają