United States or Malaysia ? Vote for the TOP Country of the Week !


Nie zazdrościli sławie szlachcica panowie, Owszem u stołu, pierwsi wnieśli jego zdrowie, Nadawali mu wielkich prezentów bez liku, I skórę zabitego dzika: u tym dziku J o strzale, powiem wam jak naoczny świadek, Bo to był dzisiejszemu podobny przypadek, A zdarzył się największym strzelcom za mych czasów Posłowi Rejtanowi i Księciu Denassow.

Pomniki nasze! ileż co rok was pożera Kupiecka, lub rządowa, moskiewska siekiera! Nie zostawia przytułku, ni leśnym śpiewakom, Ni wieszczom, którym cień wasz tak miły jak ptakom. Wszak lipa Czarnolaska, na głos Jana czuła, Tyle rymów natchnęła! wszak ów dąb gaduła. Kozackiemu wieszczowi tyle cudów śpiewa! Ja ileż wam winienem o domowe drzewa!

A niechże On naszą sprawę rozsądzi i nad sierotami zmiłowanie okaże! Tłum węchem przeczuwa skandal. Ten i ów przysuwa się do Honorki, stojącej ciągle w progu z dzieckiem na ręku. A cóż to się wam krzywda jaka stała?

Czemu smutne? wiedzieć chcecie, No, to powiem wam w sekrecie: To bardzo biedne dzieci, Nie wesoło dzień im leci. Choć to były wielkie święta, O nich mało kto pamięta, Ni zabawek, ni książeczek Nie dostały od mateczek. Więc wam powiem: książki stare I zbytecznych cacek parę, Co kto może, niech do dziada Dla tych biednych dzieci składa.

Obawa jest, jeszcze! przedrzeźnił szorstko doktór i widocznie nadrabiając miną, dorzucił. Wam wszystkim się zdaje, że doktór to prorok!... Naturalnie, że jest!... Czy ja wiem zresztą wszystko w ręku Najwyższego zobaczymy... No, tymczasem dobranoc! doktor wyciągnął rękę na pożegnanie.

Jak się witała rodzina złączona, Jedno drugiemu oddając do łona; Jakie pytania, dzięki, odpowiedzi, Jako się zbiegli ciekawi sąsiedzi; Jako Bronika starszą siostrę ściska, Nie znając straty, a czując, co zyska Tego wam, moi mili towarzysze, Jakobym pragnął, nigdy nie opiszę! Na tem więc kończę, bo wy, co czujecie, Lepiej to sobie w sercu opowiecie. Uśnij mi, uśnij, Wiesławie drogi!

Życie me jest więc w ręku mego wroga. *Benwolio.* Wychodźmy, wieczór dobiega już końca. *Romeo.* Niestety! z wschodem dla mnie zachód słońca. Ejże, panowie, pozostańcie jeszcze; Mają nam wkrótce dać małą przekąskę. Chcecie koniecznie? Muszę więc ustąpić. Dzięki wam, mili panowie i panie. Dobranoc. Światła! Idźmyż spać. Braciszku, Zapóźniliśmy się; idę wypocząć.

Wiec wstanie słońce i dzień przyniesie straszniejszy niż ciemność, a ciszę okropniéjszą niż burze na morzu, bo będziecie się lękać sami siebie. A śnieg ten stanie się morzem, a fala jego zieloną będzie, a dom wasz ginącym będzie okrętem. Wyostrzcie wasze topory, bo potrzebne wam będą; a kto z was umie zabijać, jest człowiek pożyteczny.

Nie mam przeciwko wam nic zgoła, mój przyjacielu odparł Holmes a właściwie mam dla was pół suwerena, jeżeli potraficie odpowiedzieć jasno i dokładnie na moje pytania. Dzisiaj widocznie dobry dzień szepnął dorożkarz. Czem panu mogę służyć? Przedewszystkiem podaj mi swój adres, na wszelki wypadek. John Clayton, Turpey-Street Nr. 3. Stoję z dorożką, na Shipley-Yard, w pobliżu dworca Waterloo.

W tych pieszczotach, których ani on, ani ona się nie żenuje, jest tyleż bezmyślnej, żywiołowej swobody, ile chęci pokazania, jak szczęśliwym być można... Wygląda to, jak wyzwanie, jak pogróżka: »Będziemy jeszcze szczęśliwsi«. Będziecie; wierzę wam.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają