United States or Cameroon ? Vote for the TOP Country of the Week !
Wypowiedziana głosem miarowym, a wskazująca ulicę i numer domu, zamieszkałego przez pana Emila, zabrzmiała odpowiedź marszałkowej. Krasnostawski zerwał się natychmiast i rzekł szybko: Dziękuję stokrotnie pani marszałkowej...
Myśląc o tem po raz setny, Krasnostawski pędził wciąż szybko, nagląc niemiłosiernie spicrutą wierzchowca.
Ksiądz z nim przybyły wysiadał właśnie z powozu, poprzedzany towarzyszącym mu chłopaczkiem... Rozległ się wkrótce dźwięk uroczysty kościelnego dzwonka w progi pałacu wstępował Syn Boży, utajony w Przenajświętszym Sakramencie... W parę minut później, do pokoju chorego już wchodził ksiądz; idący w ślad za nim Krasnostawski został na progu i spojrzał w głąb sypialni chorego.
Jakby w odpowiedzi jednocześnie do pokoju wpada wyraźnie oddalony jeszcze nieco dźwięk dzwonków, i zgłuszony gdzieś po sioła drodze, daleki tętent i turkot kół powozu. I w ślad za tem szeptem na pytanie pana Emila odpowiada Krasnostawski. Ze stacyi konie wracają... O ile wzrok mnie nie myli, ktoś jest w faetonie... Zdaje mi się, że to oni...
Za groblą znowu ruszyli galopem, i niebawem, wyminąwszy jeszcze część wsi, zajechali przed ganek pałacu. Na spotkanie wybiegł stary lokaj, klucznica i kilku domowników. W ciszy, przerywanej tylko parskaniem i sapaniem spienionej zziajanej czwórki koni, z lękiem, na stopniach kocza, Krasnostawski zapytał głośnym szeptem: Żyje?..
Drogą do Gowartowa, galopem, co koń wyskoczy, pędziła czwórka koni, unosząc w tumanie iskrzącej się od słońca kurzawy powóz, a w nim dwie osoby. Pierwszą z nich był ksiądz proboszcz, z pobliskiego miasteczka, drugą Krasnostawski. Jak huragan, minąwszy pochyloną garstkę ludzi, kopiących w pobliżu łan buraków, oraz cmentarzyk wiejski, cichy, pełen uroku pojazd wpadł do sioła.
Żyje !.. Żyje !.. odparli wszyscy chórem, lokaj zaś natychmiast dorzucił: Chwała Bogu na wysokościach... Pan doktór powiedział, że może i do jutra rana... A gdzież pan doktór? pytał dalej Krasnostawski. A ot, tylko co patrzeć, jak odjechał.. Pono do Karolówki, bo tam młodsza jaśnie pani niezdrowa...
Ździwiony analizą duszy własnej, przyznać się sam przed sobą musiał, że wieść o ucieczce i ślubie Oli zabolała go, a raczej, bezpodstawnie na pozór, po prostu rozgniewała. Rozmyślając w ten sposób, Krasnostawski wszedł do kamienicy, wskazanej przez marszałkową.
Wkrótce w borze rozległy się głośne ujadania psów, i Krasnostawski, opędzając się od natarczywych kundli, wchodził do małej chatki leśniczego... W chałupie panowała cisza. Rozciągnięty na ławie, spał snem sprawiedliwego mężczyzna, w sile wieku, barczysty, ubrany w kurtę myśliwską; dubeltówka leżała opodal, w kącie drzemał pies legawy.
Po chwili wahająco ciągnął dalej: Wobec tego samotność dla pana Gowartowskiego jest wprost zabójczą, koniecznie potrzebuje on nieustającego towarzystwa, jednem słowem potrzebuje obok siebie przyjaciela. Krasnostawski ponownie zatrzymał się na sekundę.