Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 4 lipca 2025
To dobrze, macie za owoce i fatygę! pośpiesznie odparł Dzierżymirski i wręczył przekupniowi dwa franki, w srebrze. Merci, monsieur! akcentując przeciągle ostatnią sylabę u wyrazu: pan, odparł zadowolony Szwajcar, skłonił się, bez uniżoności jednak, i odszedł. Dzierżymirski wstał i skierował się ku innej, odleglejszej, skrytej cieniem drzew, a pustej również ławce.
Zmęczony nieco, Dzierżymirski usiadł na ławeczce, zdjął kapelusz i wpatrzył się w stojącą, bez rąk, półnagą postać z marmuru. Pozornie kroczyła ona...
Tak wszystko płynie, przechodzi, ucieka... Już sierpień... Łza zakręciła się w jej głosie; schwyciła go za szyję i zaczęła całować po ustach, po czole, po oczach bez pamięci. Przebiegł oboje dreszcz chłodny, jesienny, trwożny. Nagle zabrzmiał gdzieś w górze odgłos dzwonków miedzianych powracały stada. Oderwała się od niego, wybuchła śmiechem i zanurzywszy dłoń w wodzie, prysnęła mu na twarz.
Dziwaki stare, dawno ze słońcem w niezgodzie, Południe wskazywały często o zachodzie; Gerwazy nie przybrał się machyny naprawić, Ale bez nakręceniu nie chciał jéj zostawić, Dręczył kluczem zegary każdego wieczora; Właśnie teraz przypadła nakręcania pora.
Brnę w słońcu po samo gardło, Co snami łka niecierpliwie, Twarz mam odwiecznie umarłą A w nogach radość mi żywie... I błogosławię swej twarzy, I wdycham wiarę od słońca, Że się napewno coś zdarzy, Coś się poszczęści bez końca! Że Ono drogą rozminną Zbliża się wciąż bezhałaśnie, I że tak stać się powinno, I że tak stanie się właśnie!
Miał dwa miękkie płatki uszu, niebieskawe, mętne oczka, różowy pyszczek, do którego można było włożyć palec bez żadnego niebezpieczeństwa, łapki delikatne i niewinne, z wzruszającą, różową brodaweczką z tyłu, nad stopami przednich nóg.
Jakiemże przykrem rozczarowaniem była dlań ta naga rzeczywistość, brutalna, bez zasłon, choćby konwencyonalnych tylko! Gowartowski ścisnął głowę rękami, zdawało mu się bowiem, iż ona pęknie od myśli, cisnących się, jak nieproszone tłumy... Subtelny umysł jego giął się pod ich naporem, szumiał, niby rój brzęczących, dokuczliwych owadów.
Był to element błazeński, roztańczony tłum poliszynelów i arlekinów, który sam bez poważnych intencyj handlowych doprowadzał do absurdu gdzieniegdzie nawiązujące się tansakcje swymi błazeńskimi figlami. Stopniowo jednak, znudzony błaznowaniem, wesoły ten ludek rozpraszał się w dalszych okolicach krajobrazu i tam powoli gubił się wśród skalnych załomów i dolin.
Siedzi więc pochylona nad swoją filiżanką i w biednej głowie szuka zawzięcie sposobu, aby stać się miłą, rozmowną. Wzrok jej pada na leżący na ziemi Kuryerek. Co tam w Kuryerku zapytuje niepewnym głosem. Przeczytasz sama odpowiada mąż. I znów nastaje milczenie. Kobieta prawie rozpaczliwie wodzi wzrokiem dokoła. Tak mają mało spójni moralnej, że wszystkie jej wysiłki pozostają bez skutku.
Zamiast skłonić się do zgody, Zwraca morderczą stal w Merkucia piersi, Który, podobnież uniesiony, ostrze Odpiera ostrzem i, uszedłszy śmierci, Śle ją nawzajem Tybaltowi: ale Bez skutku, dzięki zręczności tamtego. Romeo woła: »Hola! przyjaciele!
Słowo Dnia
Inni Szukają