Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 17 lipca 2025


Jak to?.. Prezes, wiceprezes, człowiek czynu, energii, żelaznej woli, nasz najzdolniejszy, znany i poważany w szerokich kołach miasta?.. Jakaś pełna zgrzytów, piekąca ironia roześmiała się na glos w duszy Romana. Ha-ha-ha!.. ha-ha-ha !.. Oszukujesz ich ty!.. Ty, czczony, wielki! Zasypujesz im oczy błyszczącym piaskiem, kpisz sobie w duchu z nich wszystkich!..

Cóż im powiem? co wymyślę, a zresztą, cóż mi po tem? Gdybym po wysiłku mózgowym i znalazł może przemądre nawet rozwiązanie jakie, czyż nie takiem samem, nie do zniesienia piekłem, stałoby się to moje jutro! odpowiadały w duchu Romana: bezmierne zniechęcenie i gorycz.

Wziął pod ramię żonę i ruszyli z miejsca, kierując się pod górę, ku rozsianym willom miasta. Milczeli. W głowie Romana huczał chaos różnorodnych myśli. Z nich zaś jedna, najuporczywsza, wyłoniła się zwycięska. Miłość, miłość raz jeszcze, i miłość tylko, jedyna, wielka! krzyczał w nim głos podnieconego mózgu ocalić cię jest w stanie!

No, w każdym bądź razie, jakoś dałbym tam sobie radę! odpowiedziało coś butnie w duchu Roman natychmiast. Posiadam hart, wolę, rozum, rzutkość, dar oryentowania się trafnego, i spryt to wiele; a on? Szlachetny, zdolny, lecz jednak trochę... głupi! Ale czysty ! ukłuło coś, jakby żądłem Romana.

Wzrok Romana z zachwytem spoczął na twarzy śpiącej kobiety. Równocześnie pociąg, pozostawiwszy morze za sobą, wpadł w jakieś gaje, brzęczące rojem owadów. Jednostajna, monotonna ich muzyka wpadała uporczywie w uszy podróżnego, a on, cały zasłuchany, spojrzeniem swem znowu ogarnął ciemną przestrzeń poza oknem wagonu.

O Boże!.. Boże! jęk mimowolny wydobywa się z piersi Romana, oczy zaś jego wznoszą się jednocześnie i spotykają na grobie, z wizerunkiem matczynym. Oblicze rodzicielki patrzy teraz na niego, z wyraźnem współczuciem, współboleje z nim jakby.

U stóp Romana silniej zapluskały fale. W uderzeniach zaś ich, teraz już zupełnie bliskich, wyraźnych, powtarzających się co chwila, jakiś ukryty, szyderczy, szemrzący jakby głos wołał, zda się, gdzieś z głębin dalekich: No, i cóż, przywłaszczycielu cudzego złota, dobrze ci z niem, co, nieprawdaż? Ubóstwiają cię, grasz rolę milionera! Ha-ha!-ha-ha!.. z kolei zaśmiały się nagle wody.

A tymczasem życie, tocząc się wartkiem kołem, pochłaniało sobą Romana, pochłaniało go tak dalece, że bywały chwile, zapominał. Ale, niestety, były to tylko... chwile. Sumienie uparcie czuwało bezustannie.

Zamilkł i wstydząc się jakby słów własnych, nie podnosił już wcale oczu na Romana.

Pochodzenia pono wątpliwego bardzo, choć niezwykłej urody i wdzięku, była ta matka Dzierżymirskiego Romana, będąca, jak mówili jedni, dzieckiem miłości wolnej pewnego dorobkiewicza rzymskiego jak twierdzili drudzy, podrzutkiem tylko, z mętów społecznych dzisiejszej Romy, wychowanem i uposażonem przez tegoż przemysłowca włoskiego.

Słowo Dnia

obrazami

Inni Szukają