Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 20 lipca 2025
Z dala odzywało się jednostajnie, co sekund kilka, uderzenie kul na bilardzie zajętego wciąż karambolami pana Emila... I Topolski, flirtując tak dyskretnie z Olą, podsycającą półsłówkami słów jego igraszkę, od czasu do czasu wysyłał spojrzenie przelotne na wywiady, czy pan Emil przypadkiem nie wraca; lecz ten nie myślał o tem wcale. Widząc to, Topolski przysunął się bliżej do młodej kobiety.
Cieszyło ją to widocznie, choć nie chciała słuchać moich wynurzeń miłosnych. Wracała wciąż do jednego przedmiotu, ostrzegając mnie o grożącem niebezpieczeństwie i dowodząc, że póty nie będzie miała spokoju, dopóki ja tych stron nie opuszczę.
Modliłem się więc i dlatego, że Stasia kochałem, i dlatego, że ostatecznie nic innego nie miałem do roboty. Nikt na mnie nie zwracał uwagi. Czasem która z pań czarno ubranych, jakich tyle wciąż przychodziło teraz do nas, przycisnęła mnie do piersi, kiwając głową i szepcąc: Biedny, biedny Janiu! Dlaczego jednak ja miałem być biedny, skoro chorym był mój brat tego nie byłem w stanie zrozumieć.
Dzierżymirski, szukając dalej ulgi w cierpieniu, jak nieprzytomny, wciąż szepcze coś niezrozumiałego do skąpanej w purpurze promieni rzeźby z marmuru... I niebawem, w ciszy, przerywanej tylko łagodnym szmerem poruszanych u drzew liści, drżeć głośniej znów skarga poczyna.
Powoli zdjęła woalkę, wciąż paląc spojrzeniem pięknych, dużych źrenic i westchnęła cicho... Krasnostawski instynktownie przysunął się do dziewczęcia bliżej.
Dzierżymirski patrzył, przejęty mimowolnie do głębi powagą, skupienia pełną, i jakąś melancholią rzewną, wiejącą od tego grobu zmarłego geniusza despoty, śniącego tu cicho, zapomnianego jakby w samem sercu republikańskiego dziś Paryża. Nagle, gdy poruszony, niemy, stał tak, wciąż, zamyślony, drgnął gwałtownie.
Promień przebiegł po twarzy mężczyzny, ujął ramię Oli, i odparł: A wiesz, moje życie, że i ja miałem co do ciebie myśl podobną?.. uśmiechnął się i dodał ale z mej strony to usprawiedliwione, zostawiłem cię przecie bowiem w łóżku... Idąc wciąż szybko przed siebie, zamilkli oboje. Miłość odczuta, taka sama, drobną swą powyższą oznaką zamknęła im usta na chwilę.
Nie miej żalu do mnie, me dziecię!.. Popsuł się świat, co skala, zbruka niejedno swem błotem!.. Zbłądziłeś... A tymczasem zbielałe usta Dzierżymirskiego, wijącego się wciąż u stóp grobowca, w bólu i niepewności jutra, zaszeptały znów rozpaczliwie, z cicha... Co czynić? co czynić? Wszak tam wszyscy czekają teraz ode mnie wyjaśnienia o pieniężnej zgubie, którego dać im, niestety, nie potrafię.
Lecieli wciąż... Domostwa Tomaszówki stawały się coraz wyraźniejsze, bliższe... Wyminął ich wóz; jadący w przeciwną stronę, chłop pokłonił się nisko, lecące za wozem źrebię przyłączyło się do wierzchowej klaczy Krasnostawskiego. Ksiou, ksiou, ksiou! zawołał chłop przeciągle: źrebczyk zastrzygł uszami, prychnął i zawrócił galopem.
Cały był jeszcze pod wrażeniem ostatniej wizyty, oraz tej odżyłej z nią tak nagle świeżo minionej przeszłości. I Dzierżymirskiemu czoło poorało się w drobne bruzdy, zamyślony wciąż tak samo, nerwowym krokiem przebiegał komnatę. Od lat kilku, gdy ożenił się był z Olą, nie zmienił się Roman prawie że wcale.
Słowo Dnia
Inni Szukają