Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 26 lipca 2025


A ha! na tém, że obu za słowo ująłem będą strzelali się przez niedźwiedzią skórę, Szlachta w krzyk, to śmierć pewna! prawie rura w rurę, A ja w śmiech, bo mnie uczył mój przyjaciel Maro, Że skóra źwierza nic jest ladajaką miarą.

Stuknęły o podłogę, jak uderzenie młotka o wieko trumny. Czas jednak był już wielki. Marciński powracał, kryjąc pod połami kartki duże nożyce. Żydówka pot z czoła otarła. Panna Salcia gra? Panna się bije z kucharką! Weszli znów do numeru i teraz już sam Marciński podszedł do okna. Niech się pani nie zbliża, ja sam obetnę. Wlazł na okno, posunął trupa i zasłonił sobą prawie całą postać zmarłej.

Ktoby chciał, mógłby plunąć mi w twarz, bo tak płacze tylko niemoc, nędza, miłość, która nawet przed ulicznicą nie wstydzi się hańby, że jest pogardzona. Więc kocham? Kocham Zaleską? Zapewne. Dnia 15 stycznia. Od kilku dni kręci mi się przed oczami jedna myśl, decyzya prawie, zagadnienie. Czy ja mógłbym Zaleską uwieść? Jest-że to możliwe, czy też nie?

Tak tedy przekonaliśmy się, że w dziejach ludzkości objawia się pewien ruch ku lepszemu, niby jakiś olbrzymi prąd odkryć i wynalazków, który z każdym wiekiem nabywa większéj siły, potęguje dobrobyt i działalność każdego następnego pokolenia i cały prawie rodzaj ludzki robi stopniowo coraz doskonalszym.

Ta murawa, wychmarzona z rosy, Mym się oczom tak narzuca, jak dziwota, Skoro jabłko, zjedzone przez osy, Wskaże mi , dzwoniąc w ziemię, jak pięść złota. Wzrok zdziwiony nią pieszczę, Jakbym nie znał jej jeszcze Za dni mego żywota. O majowym poranku deszcz ciepły i przaśny Trafia w liście naoślep prawie bezhałaśny.

Sięgnął jak po swoją własność, zapominając, że w nikczemnym egoizmie swoim stracił prawo do istoty spłodzonej przez siebie i podrzuconej nieznanemu człowiekowi. Lecz Anna nagle, jak hyena, porwała się ode drzwi i schwyciwszy dziecko jedną ręką, drugą chudą i drżącą wyciągnęła z wspaniałym gestem silnej w swem prawie kobiety. Z po zaciśniętych zębów wybiegło jedno jedyne słowo: Precz!...

Pierwszy wiersz. Kiedy po zerwaniu z Maryą minęła pierwsza, nieutulona, nieokiełzana, prawie głośna rozpacz, Jan Karski jeszcze więcej odsunął się od ludzi i wtedy zaczął tęsknić. W oczach pobladły mu wszystkie barwy i w szarą mgłę smutku, jednostajną i miękką owinęły się dlań wszystkie kształty.

Na środku piramida z poziomek krwawi się plamą purpury wśród zielonych liści. Po obu stronach na złoconych, porcelanowych koszyczkach rudym tonem znaczą się świeże obwarzanki, cukier miałki piętrzy się piramidką prawie skrzącą w promieniach zachodzącego słońca. Po przez okno na wpół otwarte płynie cała taka struga ognista, przecięta smukłością topoli, sterczących dokoła dworu.

Z kryształowego kielicha delikatnie wychylał się kwiat purpurowy, dotykając warg prawie dziewczyny. Usteczka jej małe uśmiechały się rozkosznie, pocałunku zda się spragnione... Młody człowiek pozostawał chwilę w niemej kontemplacyi ubóstwianego przez się kącika izdebki, wreszcie powoli wzrok swój przeniósł w stronę stolika, gdzie leżały cicho banknoty i złoto.

Mów; i jeden nachylił mi się do ucha i zaczął szeptem: »pojedziemy do ... Loli. »Loli« wrzasnął prawie na całe gardło. Spojrzeli na mnie, jakby ciekawi wrażenia, jakie to na mnie wywrze. Przeszedłem ich oczekiwania. Pojadę z wami, rzekłem. Była chwila zdziwienia; i za kawalerskich czasów chodziłem tam rzadko.

Słowo Dnia

obrazami

Inni Szukają