United States or Armenia ? Vote for the TOP Country of the Week !


Może to takie udawanie, bo to z... takiemi to różnie się trafia. Panno! panno! zleź panna z okna!... zleź zaraz!... Lecz postać czarna nie drgnęła nawet, wciąż nieruchoma w swej strudze jasnej w ramę obejmującej. Żydówka podsunęła się bliżej. Niech Marciński okiennicę jedną uchyli, a ostrożnie coby z „dworzawidać jej nie było.

W szparze tej najdokładniej dostrzedz można było ciemną głowę kobiety, obramowaną jaśniejszym paskiem światła i dalej korpus zwieszający się ciężko z rękami opuszczonemi i wykręconemi konwulsyjnie ku ciału, z nogami podkurczonemi na desce okna. Marciński rękę wyciągnął. Wisi! o tam w oknie! Żydówka oczy zmrużyła. Niechno Marciński poczeka!

Przepalony sznur, którego druga połowa posłużyła za śmiertelny stryczek, należał kiedyś do szlafroka lub bluzki. Na blasze przed piecem walały się popalone kawałki listów i papierów. Marciński! co ona jadła? spytała nagle żydówka. Kawę; codzień dwie szklanki jej nosiłem! I bułki? A jakże!... Ny co ja tera pocznę, kto mi za kawę zapłaci? W kącie ciemnym dostrzegła małą skrzynkę.

Wedle głowy już dojrzeć nie mogłem, bo bez okiennice wszeteczne ciemności w numerze. Żydówka pod boki się ujęła i stała chwilkę zamyślona. Trzeba drzwi otworzyć, podjął znów kelner może jeszcze dycha. Aj! aj! niech pan Marciński tak sobie nie śpieszy. Po co to głosić takie rzeczy? To interes psuje... Goście się odstraszą. Żydówka podreptała do sypialni.

Niema nic? Nie.. ino blaszany naparstek. Żydówka znów zaklęła. Daj pan Marciński naparstek! Salcia swój zgubiła, nie potrzeba kupić. Nagle zamilkła i bliżej do okna postąpiła. Trup, kołysząc się, odsłonił nogi. Nowe porządne buciki, zapięte na guziczki, ukazały się oczom właścicielki hotelu. Niech pan Marciński zlezie! Lecz Marciński dotykał wiszącego warkocza i mlaskał językiem.

Żydówka o drzwi oparta nie patrzyła, cała zajęta myślą, czy buciki samobójczyni będą dobre na nogi jej córki. Tymczasem nożyczki zgrzytnęły. Z cichym chrzęstem obsunął się wzdłuż pleców trupa obcięty warkocz. Marciński zwinął go zręcznie i schował do kieszeni kurtki.

Po co się miała powiesić, kiedy jeszcze rachunku nie zapłaciła! Lecz kelner powtarzał uparcie: „Siepowiesiła! Żydówka cmoknęła niecierpliwie: Zkąd Marciński wie? Widać bezokno. Ma nogi o deskę oparte! Może sobie tylko tak w oknie stoi? Ale!... wisi, wisi jak mi Bóg miły, ot nogi się jej zgięły w kolanach a ręce dyndają po bokach.

Słowo Dnia

obrzędzie

Inni Szukają