Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 23 października 2025
Halina pląsa z miną uroczystą, Oburącz szatę ująwszy kwiecistą, On tupnął, głowę nachylił ku ziemi I zaczął nucić słowy takowemi: »Niechże ja lepiej nie żyję, Dziewczę, skarby moje, Jeśli kiedy oczka czyje Milsze mi nad twoje! Patrzajże mi prosto w oczy, Bo widzi Bóg w niebie, Że mi ledwo nie wyskoczy Serduszko do ciebie!
O ziemio włoska! dziś mi nie żal ciebie Za to, że wieczną ty się maisz wiosną, Że po twych drogach święte mirty rosną, Że jak Archanioł twe słońce na niebie I że jak Anioł bladawszego lica Świeci twój księżyc, niebios twych dziewica Że z każdej w zmierzchu tkniętéj mórz twych fali Bryzgnięta piana, jak diament się pali Że po twych brzegach lecące luciole Tańczą noc całą w sennych kwiatów kole, Świecąc w powietrzu skrzydełek iskrami, Aniołki-stróże nad twych łąk różami!
Miłość ideału. Nizza 1855 r. na wiosnę. Ziemskości cień To ducha noc! Skra Bożych tchnień To ducha moc! I natchnienie Jak zbawienie Zsyła Pan! Niem ochrzczon duch Świat wprawia w ruch, W niebieski tan! Sam się łączy Z Wiecznym w Niebie Światło sączy Niebo z siebie! Kto z natchnienia Śpiewa, szlocha, Ziemię kocha, Ziemię zmienia! Siostro moja, coś w żałobie, Niechaj serce twoje słucha!
I niech z Bogiem, z Duchem w niebie, Mam przy sobie Ciebie, Aż na wieki wieków. Amen. Przed świtaniem kurzy pieli, Usłyszeli Matkę Bożą; A ona szła rajską drogą, Niesła księgi na lewicy, A Jezusa po prawicy. Napotkała Ewanieliją: „Gdzie to idziesz Panno Maryo?” „Do kościoła na jutrznią, Z jutrzni na ranną mszą. Z rannéj mszy na wielką.”
Pókiśmy mieli ciebie, W domu było jak w niebie U nas, i wieczorynki, Z całej wsi chłopcy, dziewki, Najweselsze zażynki, Najhuczniejsze dosiewki, Niemasz cię! w domu pustynie! Każdy, kto idzie, minie. Zawiasy rdzewieje w sieni, Mchem się dziedziniec zieleni; Bóg nas opuścił, ludzie opuścili: Niemasz, niemasz Maryli! =Przyjaciółka.=
Płaci, płaci, płaci jeszcze, Kto nawiedzi święte miejsce, Kto nawiedzi obraz czysty, W niebie odpust wiekuisty.” Czterech zbójców przyleciało, Obraz święty szarpać chciało, „Stójcie zbójcę, nie szarpajcie, Bo tu marnie wyginiecie.” A zbójce się tak polękali, Aże krzyżem popadali. A tam w piekle karę dają, Octem, żółcią napawają. A tam w piekle ścielą łoże Ostre brzytwy, szydła, noże .
Spójrzmy przez liście na obłoki w niebie I na promieni po gałęziach załom, Zbliżmy swe dusze i pozwólmy ciałom Być tem, czem wzajem pragną być dla siebie! Spójrzmy przez liście na obłoki w niebie. Woń róż, śpiew ptaków i dwie dusze znojne, I dwa te ciała, ukryte w zieleni, I ten ład słońca wśród bezładu cieni, I najście ciszy nagłe, niespokojne, Woń róż, śpiew ptaków i dwie dusze znojne.
Ponad tłumy błyskawic samochcąc wzniesiony, Waży się w niebie jastrząb w dwie naprzemian strony, Jakby miał dusze dwie! I, szponami miłośnie objąwszy zawieję, Wie o tem, co się w skrzydłach, gdy tak lecą, dzieje On jeden tylko wie!
Tymczasem jest cisza, cisza... Minęła już północ, a nie nadchodzi ani sen, ani znużenie, nic, prócz ciszy. Na niebie mojem chmury, Lecz z nich nie strzelą gromy, zwiastuny złotych burz. Ogrody moje kwitną, Lecz niema fiołków w nich, lilij białych, ani róż. Ponure moje oczy, Lecz suchej ich źrenicy nie zwilży srebrna łza. Zmęczone moje dłonie, Lecz ręka, co omdlewa, nie rwała paszczy lwa.
Teraz w niebie żadnego niewidziano wroga, Tylko skwarzyła słońca letniego pożoga, Od niéj ptaki w zbożowym ukryły się lasku; Tamte leżą w murawie, te kąpią się w piasku.
Słowo Dnia
Inni Szukają