United States or Angola ? Vote for the TOP Country of the Week !


Widać na grzędach jaką przeleciała drogą, Bo liść zielony, w biegu potrącony nogą, Podnosił się, drżał chwilę, się uspokoił, Jak woda którą ptaszek skrzydłami roskroił. A na miejscu gdzie stała, tylko porzucony Koszyk mały z rokity, denkiem wywrócony. Pogubiwszy owoce na liściach zawisał, I wśród fali zielonéj jeszcze się kołysał.

Tu Laura patrząc z chlubą na cień swéj urody, Lubiła włos zaplatać i zakwiecać skronie, Tu obraz jej malowny w śrébrnéj fali łonie Łzami nieraz mąciłem zapaleniec młody. Niemnie domowa rzeko, gdzież tamte zdroje, A z niémi tyle szczęścia, nadziei tak wiele? Kędy jest miłe latek dziecinnych wesele? Gdzie milsze burzliwego wieku niepokoje? Kędy jest Laura moja, gdzie przyjaciele?

Masy ich kadłubów miejscami zaciemniały jezioro, a w ciemniach tych, odbijających rażąco na obszarach wód od fali, tych oświetlonych taśm jasnych, błąkały się jakieś mary i cienie, ze śnieżnym żaglem sunęła cicho zgrabna, wysmukła barka...

Mirzo, a ja spójrzałem! przez świata szczeliny Tam widziałem com widział, opowiém po śmierci, Bo w żyjących języku nie ma na to głosu. Mirza. Spójrzyj w przepaść niebiosa leżące na dole, To jest morze; śród fali zda się że ptak-góra, Piorunem zastrzelony, swe masztowe pióra Roztoczył kręgiem szérszym niż tęczy półkole, I wyspą śniegu nakrył błękitne wód pole.

Ale zgiełk monotonny jakąś zadumę smętną w niej rozkołysał, gdyż umilkła, zamyśliła się i pochyliła główkę, patrząc na piany, tańczące po fali. Na miękką linię jej ramion i szyję odsłoniętą upadł, wymknąwszy się z liści, blask słoneczny, pełen zielonawych refleksów i śniadą nieco jej płeć rozświecił tysiącem iskierek złotych.

Gwar stłumiony prowadzonych z ożywieniem rozmów, oraz tłok i ciasnota panuje w kilku obszerych salonach; część tylko gości siedzi, większość, wahadłowym ruchem płynącej fali, przechadza się bezustannie, a raczej dyskretnie przeciska. Nie omylił się bowiem w przewidzeniach swych Dzierżymirski.

W żadnem oknie nie paliło się już światło, otulało je milczenie zupełne. Gondola, kołysząc się z lekka, unosząc co chwila swe przednie i tylne dzioby, płynęła spokojnie, z jednostajnym pluskiem wioseł i szmerem rozstępującej się pod nią fali. Przytuleni do siebie, dłuższą chwilę z ciekawością patrzyli Dzierżymirscy wokoło. Z ustek pierwszej Oli niebawem posypały się rozliczne uwagi.

Leniwo, sennie pierzchały mgły przezrocze, tulące się dotąd w niemej pieszczocie do ścian wielkiego grodu i wodnej, płynącej u stóp jego fali. Wreszcie znikły... Na wzgórzu ukazało się miasto.

A w zwierciedle sadzawki do dna odbita Jaśniała, przeciw niebu w fali wniebowzbita, I szepnął król do siebie: „Tu niechaj rozkwita!” A po nocy, gdy księżyc jarami się bieli, I gdy wszystko posnęło i wszyscy posnęli, Ona wyszła podwójnie: z ziemi i z topieli. I biegła, pątnikując, po schodów marmurze W głąb nieznanych pałaców ku górze, ku górze, Czyniąc kroki płochliwe, zwiewne i nieduże.

Słowo Dnia

zarysowała

Inni Szukają