Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 22 lipca 2025
Hrabia go ucałował i na pierś przyśpilał, Tadeusz z drugiej strony krzak ziela roschylał, Widząc że się ku niemu tém zielem przewija Coś białego, była to rączka jak lilija: Pochwycił ją, całował, i usty po cichu Utonął w niéj jak pszczoła w lilii kielichu; Uczuł na ustach zimno; znalazł klucz i biały Papier w trąbkę zwiniony, był to listek mały; Porwał, schował w kieszenie, niewié co klucz znaczy, Lecz mu to owa biała kartka wytłumaczy.
Jego twarz, zwiędła i zmętniała, zdawała się z dnia na dzień zapominać o sobie, stawać się białą pustą ścianą z bladą siecią żyłek, w których jak linie na zatartej mapie plątały się gasnące wspomnienia tego burzliwego i zmarnowanego życia. Był mistrzem sztuk karcianych, palił długie, szlachetne fajki i pachniał dziwnie zapachem dalekich krajów.
I będę patrzał, jak maki i szczawie Mdleją, ciał naszych odurzone wonią, I będę wodził twoją białą dłonią Po wielkiej trawie, nieznanej nam trawie. Słychać go było, jak po młodem życie Biegł coraz śpieszniej ciepły deszcz majowy, Zbryzgany słońcem, co przez obłok płowy Wzdłuż mu kropliste rozwidniało nicie.
Długa, biała muślinowa suknia natykana kwieciem pomarańczowem dawała jej pozór umarłej dziewicy, którą lada chwila złożą na śmiertelnej pościeli. Twarz jeszcze nieubielona, żółta była i martwa w tej białej koronek powodzi. Opierała się biodrem o stół nakryty białym obrusem, na którym walały się resztki kanapek i kieliszki koniaku.
Księżyc tymczasem wzbijał się coraz bardziej i wyżej, malał, stawał się jaśniejszym, przezroczym milczenie wzrastało... Fala u stóp Dzierżymirskich szemrała teraz cichutko, a tam, z mroków, od gór podnóża, na przestrzenie wód Lemanu, skrzące się pyłem srebrzystych promieni, marząco, niepokalana, biała, spokojnie wypływała z wolna ta sama łódź żaglista...
A gdy jej dusza, niby kropla z wiosła, Strącona z ziemi w ciemność się uniosła, Aniołowie, w locie biegli, Na spotkanie jej wybiegli, Bardzo senni, bardzo biali, Szalejąc w wieczności progach, Zagrobnie ją całowali I po rękach i po nogach, Żeby miała śmierć słodką. Miałam ci ja śmierć słodką, Śmierć w kwiatach oniemiałą, Jakbym była lilją białą, Albo stokrotką.
Wezwano pokojowę i służącą dziewkę; W naczynie srebrne wody wylano konewkę, Zosia jak wróbel w piasku, trzepioce się; myje S pomocą sługi ręce, oblicze i szyję. Zdjęto puderman, całe ubranie gotowe. Zosia białą sukienkę wrzuciła przez głowę, Chusteczkę batystową białą w ręku zwija, I tak cała wygląda biała jak lilija.
Była jasną blondynką, jasną jak słońce promienne... Drobna jej, maluchna buzia różowa i biała śmiała się jakimś dziecinnym, naiwnym śmiechem, żłobiącym w pulchnych policzkach dwa rozkoszne dołki.
Dzierżymirski jednocześnie skinął głową i znikł za drzwiami, Ola zaś odwróciła się i niedbale rozpięła białą, koronkami obszytą, parasolkę. Promienie i blaski majowe zalśniły się jeszcze na jej postaci chwilę, i powóz znikł, pochłonięty wielkomiejskim wirem. Kaskadą świateł i blasków płoną rzęsiście apartamenty Romanowstwa Dzierżymirskich...
Tak na wpół wyrzucony z toni snu, wisiał przez chwilę nieprzytomny na krawędzi nocy, chwytając piersiami powietrze, a pościel rosła dokoła niego, puchła i nakisała i zarastała go znowu zwałem ciężkiego, białawego ciasta. Spał tak do późnego przedpołudnia, podczas gdy poduszki układały się w wielką, białą, płaską równinę, po której wędrował uspokojony sen jego.
Słowo Dnia
Inni Szukają