United States or Sudan ? Vote for the TOP Country of the Week !


Ach, to on! lica twoje! oczki twoje! Twoja biała sukienka! „I sam ty biały jak chusta, Zimny jakie zimno dłonie! Tutaj połóż, tu na łonie, Przyciśnij mnie do ust usta! „Ach, jak tam zimno musi być w grobie! Umarłeś! tak, dwa lata! Weź mię, ja umrę przy tobie, Nie lubię świata! „Źle mnie w złych ludzi tłumie, Płaczę, a oni szydzą; Mówię nikt nie rozumie; Widzę oni nie widzą.

I mnie to kiedyś przecie spotka, wszak i ja umrę!.. rzekł głośno do siebie Krasnostawski. A potem ?.. szepnął z trwogą. I z pytaniem tem na ustach utkwił wzrok błędny we drzwi sąsiedniego pokoju... Drzwi te tymczasem roztwarły się cicho i na progu ukazała się, natchniona w tej chwili jakby twarz księdza i postać jego wyniosła.

Coś za jedna, że podobasz mi się W swym bożystym na ziemi zarysie? Zal mi przeżal ptaka, co odlata, Dla cię umrę z nieżalu do świata. Blada jesteś, jak to słońce w zimie, Kędy dom twój i jak ci na imię? Dom mój stoi na ziemi uboczu, A na imię nic nie mam, prócz oczu. Nic w tych oczach nie mam, prócz wieczoru, Pewna byłam twojego wyboru.

Swadźba jedzie szumnie, tłumnie. „Nie powiozą do ołtarza, Powiozą mnie do cmentarza, A pościelą chyba w trumnie! Ja umrę, gdy on nie żyje Ciebie, matko, żal zabije!” Ksiądz w konfesjonale siedzi: „Czas, o córko, do spowiedzi.” Przyszła kuma, wiedźma stara; „Wypędź księdza, wypędź klechę! Bóg i wiara sen i mara! Kuma w biedzie ma pociechę, Kuma stara umie wiele, Ma kwiat paproć i car ziele!

Żona jest niespokojna; chciałaby posłać po lekarza, lecz boi się; dobrze robi, że się boi. Przysłała mi dzieci do pokoju; wypędziłem je. Ja nie mogę, nie powinienem mieć dzieci. Dzwony w uszach dzwonią; krople spadają i pluszczą, pluszczą, pluszczą. Głowa mi pęka. Nie sypiam. I czegóż się lękam, jeśli wiem, że nie umrę na szubienicy? czemu się dręczę, jeśli wiem, żem nie zabił?

Ona nie żyje! O, ja nieszczęśliwa! Po co mi było się rodzić? Na pomoc! Choć trochę akwawity! Panie! Pani! *Pani Kapulet.* Co to za hałas? *Marta.* O dniu niefortunny! *Pani Kapulet.* Mów, co się stało? *Marta.* Patrz, pani. *Pani Kapulet.* O, nieba! O, moje dziecię! o, moja pociecho! Wstań, odżyj, albo umrę razem z tobą! Na pomoc! wołaj pomocy! *Kapulet.* Co za guzdralstwo! Pan młody już czeka.

Lekarz sądził, że umrę; nie umiał mnie leczyć, bo takiej choroby jeszcze nie widział. Przeżyłem. Będę zdrów, bo tylko dusza we mnie umarła, nie cała. Zostało mi jej właśnie tyle, ile trzeba, by wolno, zdrowo dojść do grobu. I tym ułamkiem będę musiał wystarczyć sobie i... światu. Bo społeczeństwo ma swoje wymagania; jestem zdrów, mam żonę i dzieci, obowiązki.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają