United States or Georgia ? Vote for the TOP Country of the Week !


*Tybalt.* Taki gość w domu nabawia choroby; Nie ścierpię go tu. *Kapulet.* Chcę go mieć cierpianym. Cóż to, zuchwalcze? Mówię, że chcę! Cóż to? Czy ja tu jestem, czy waść jesteś panem? Waść go tu nie chcesz ścierpieć! Boże odpuść! Waść mi chcesz gości porozpędzać? kołki Na łbie mi strugać? przewodzić w mym domu? *Tybalt.* Stryju, to zakał. *Kapulet.* Cicho! burdą jesteś.

Nie trwóżcie się, mówię szczerze, Dziad was w torbę nie zabierze, Bo on woli wziąć bez krzyku Od każdego po grosiku. Zwiedziłem już kawał świata, Bo przeżyłem długie lata. Raz też kiedyś, w chmurny dzionek, Wszedłem sobie do ochronek. Co tam dziatwy, miły Boże! Któż je wszystkie zliczyć może? I chłopczyki, i dziewczynki; Wszystkie mają smutne minki.

No, no... Bardzo proszę, nie wyśmiewać mi się z nas... Niby to wy, panowie, robicie co na owych sesyach. A jakże! Rozmawiacie zgoła o czem innem, papierosy palicie, kłócicie się i rozchodzicie. Ho-ho, już ja wiem dobrze, co mówię!.. odparła z przekonaniem obrażona niby Ola.

Topolski, zatrzymany i uproszony przez panie, zostawał na noc w Gowartowie, obecnie zaś namawiał Olę do zagrania na fortepianie. Ale kiedy mówię panu broniła się, śmiejąc, młoda kobieta, że teraz właśnie czuje się niemożliwie usposobioną do muzyki... Upewniam pana, go boleć będą uszy!.. O, mnie nigdy! Chyba pana Emila? odparł Topolski. Ładyżyński nie znosił muzyki.

Jezus Marya! myślę sobie, dziecko!... gwiżdżę wciąż ona już nie oddycha, ja głowę tracę... i ludzie mnie znaleźli z dzieckiem na ręku ciągle po pokoju chodzącą. Podobno nawet jeszcze gwizdałam!... Co pan chcesz!... Dostałam bzika. Niemiałam nic mego... jedną!... Oprzytomniałam później i czasem, kiedy sama jestem, mówię sobie: zagwizdaj, Papuziu!... gwiżdżę!... i płaczę!

Po chwili, Topolski przemówił znowu, głosem jednak już całkiem innym, niż poprzednio: Pani się śmieje, tymczasem to, co mówię, wszak takie naturalne... Na tu ral- ne! przedrzeźniła lekko Ola. Ha ha ha! zaśmiała się vous êtes incomparable!.. Permettez! przerwał porywczo nieco mężczyzna niech skończę... Ależ słucham, słucham od kwadransa, et vous n'en finissez pas.

Mówię z sobą, z drugimi plączę się w rozmowie, Serce bije gwałtownie, oddechem nie władnę, Iskry czuję w źrenicach, a na twarzy bladnę; Nie jeden z obcych głośno pyta o me zdrowie, Albo o mym rozumie cóś na ucho powie. Tak caly dzień przemęczę; gdy na łoże padnę, W nadziei że snem chwilę cierpieniom ukradnę, Serce ogniste mary zapala w mej głowie.

Nie jest to krzywda, panie, ale prawda, I w oczy sobie mówię. *Parys.* Twarz twoja Do mnie należy, a ty jej uwłaczasz. *Julia.* Nie przeczę, moja bowiem była inna. Maszli czas teraz, mój ojcze duchowny, Czyli też mam przyjść wieczór po nieszporach? *O. Laurenty.* Nie brak mi teraz czasu, smętne dziecię. Racz, panie hrabio, zostawić nas samych.

Lecz ja go wskrzeszę raz drugi, a ty się strzeż abyś go powtórnie o śmierć nie przyprawił. To powiedziawszy zbudził umarłego, i podniósł się ów człowiek w trumnie łzy wylewajac z otwartych powiek. I rzekł doń Anhelli: przebacz bom nie wiedział że mówię obmowę i oszczerstwo.

Nie gniewaj się, mój drogi, że ci to mówię rzekła miękko ale... ale wierz mi, że ja nieraz lękam się jakby po prostu, by ta przeszłość nasza, a w szczególności gwałtowna chwila ucieczki mojej, nie przyniosła nam nieszczęścia... Biedny ojciec! cicho westchnęła Ola i umilkła, spuściwszy nieśmiało wzrok ku ziemi, jak gdyby przestraszywszy się słów ostatnich.