United States or Georgia ? Vote for the TOP Country of the Week !


Wojsko w marszu zatrzymało się na odpoczynek. Na obiedzie byli oficerowie, na dziedzińcu muzyka, bębny i śpiewacy. Maleństwo przeraziło się wrzasku, szczęku broni, mundurów przytuliło się do mnie i szepcze płacząc: „Mamo, ty mnie im nie oddasz, prawda?” A gdym go uspokajała, prosił dalej: „Ale przyrzekasz, mamo, obiecujesz?

Zauważyłem w nim odrazu coś niezwykłego; ale to, com widział zeszłej nocy, utrwala mnie w najgorszych posądzeniach. A jednak sam fakt może się wydać błahym. Wiesz, że mam sen lekki, a od chwili, gdym tu przybył w charakterze anioła-stróża, sypiam z otwartemi oczyma, jak zając. Otóż wczorajszej nocy, około drugiej, obudził mnie odgłos kroków, przechodzących obok mojego pokoju.

Doktor Mortimer patrzył na nas przez chwilę dziwnemi oczyma, wreszcie odparł szeptem: Panie Holmes, były ślady kroków... psa... olbrzymiego. Zagadka. Przyznaję, że gdym słuchał tego opowiadania, przebiegały po mnie dreszcze. I doktor był żywo poruszony. Widziałeś pan te ślady? spytałem. Tak, na własne oczy; tak wyraźnie, jak teraz widzę pana. I nic pan nie mówiłeś? Po co?

Nauczę tych magnatów, że nie wolno im pozbawiać zwykłych śmiertelników tego, co im się słusznie należy. Im się zdaje, że prawo własności istnieje tylko dla nich. Nie miałem tak miłego dnia od chwili, gdym pozwał sir Johna Morland o bezprawne polowanie w jego własnym lesie.

Stał z założonymi na krzyż rękoma, ze spuszczoną głową, jak gdyby wpatrywał się w pustą przestrzeń. To może duch bagna... Bądź co bądź, nie był to Seldon, gdyż ten przed chwilą znikł był w kierunku wręcz przeciwnym. Zresztą owa postać była daleko wyższa i szczuplejsza. Chciałam pokazać to zjawisko baronetowi, lecz w chwili, gdym się odwrócił, postać już zniknęła.

I nagle zrywał się nademną strach ohydny, niewypowiedziany i jak wicher zmiatał mię od latarni i w ciemność na zgubę własną odrzucał. Biegłem nieprzytomny przez ulice, potykając się o kostki, rozrzucone do brukowania, uciekałem na place widniejsze od ulic i kryłem się jak zbrodniarz, gdym zdała straż policyjną zobaczył. Rozszalały tabun nędz tratował mi duszę i szarpał mózgi, jak padlinę.

Lubię wspominać te dziecięce lata, Gdym, zaniedbując całą resztę świata, W znajome pole szedł razem z pastuchem Krów, co bezładnym swych rapci rozruchem Niską przed nami nieciły kurzawę, Ściągając na się wybiegły nad trawę Deszcz much zielonych i złotych i owych Samotnie skrzących, ciemno-purpurowych, Co, dogadzając przemyślnemu skrzydłu, Wpadają nagle w samo ślepie bydłu, Zapatrzonemu w dal, jak w swą oborę.

*Romeo.* Każ choremu Pisać testament: będzież to wezwanie Dobre dla tego, co jest w tak złym stanie? A więc kobietę kocham. *Benwolio.* Celniem mierzył, Gdym to pomyślał, nimeś mi powierzył. *Romeo.* Biegle celujesz. I ta, którą kocham, Jest piękna. *Benwolio.* W piękny cel trafić najłatwiej. *Romeo.* A właśnieś chybił.

Nie spodziewałem się, że odnajdziesz moją kryjówkę, a tem mniej, że cię tu zastanę. Spostrzegłem twą obecność dopiero, gdym był o dwadzieścia kroków od tej jaskini. Poznałeś mnie po odbiciu stóp? Nie, Watson, nie umiałbym rozróżnić twoich śladów z pośród innych.

Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała, A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni, Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni Owoce, przepojone wonią twego ciała. I stały się maliny narzędziem pieszczoty Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całem niebie Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie, I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.