Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 10 września 2025
Gdy tak siedział w bezmyślnym, wegetatywnym osłupieniu, cały zamieniony w krążenie, w respirację, w głębokie pulsowanie soków, rosła w głębi jego ciała, spoconego i pokrytego włosem w rozlicznych miejscach, jakaś niewiadoma, nie sformułowana przyszłość, niby potworna narośl, wyrastająca fantastycznie w nieznaną dymensję.
Wuj Marek, mały, zgarbiony, o twarzy wyjałowionej z płci, siedział w swym szarym bankructwie, pogodzony z losem, w cieniu bezgranicznej pogardy, w którym zdawał się wypoczywać. W jego szarych oczach tlił się daleki żar ogrodu, rozpięty w oknie.
Zbrodnia jest jak szczyt w chmurach: sępy na skałę lecą, a nietoperze o miękkich skrzydłach u stóp je; się kręcą, ku górze patrzą, łzy mają w oczach, a wzlecieć nie mogą, więc zataczają kręgi nisko, a gdy na ziemię spadną, chowane są ze czcią. Lecz kto więcej chmury kochał, kto silniej do skały się rwał, czy sęp, który na niej siedział, czy nietoperz, który na nią wzbić się nie mógł?
Gdy na uczcie wniósł zdrowie Marszałek Rupeyko Wiwat Doweyko, drudzy krzyknęli Domeyko; A kto siedział w pośrodku, nie trafił do ładu, Zwłaszcza przy niewyraźnéj mowie w czas objadu. Gorzéj było; raz w Wilnie jakiś szlachcic pijany, Bił się w szable z Domeyką i dostał dwie rany; Potém ow szlachcic z Wilna wracając do domu.
W jednej chwili lineatura jego twarzy, dopiero co tak rozwichrzona i pełna wibracji, zamknęła się na spokorniałych rysach. On herezjarcha natchniony, ledwo wypuszczony z wichru uniesienia złożył się nagle w sobie, zapadł i zwinął. A może wymieniono go na innego. Ten inny siedział sztywny, bardzo czerwony, ze spuszczonymi oczyma. Panna Polda podeszła i pochyliła się nad nim.
Sród ptaszych głów sterczały główki ludzkie małe, Odkryte; włosy na nich krótkie, jak len białe; Szyje nagie do ramion, a pomiędzy niemi Dziewczyna głową wyższa, z włosami dłuższemi; Tuż za dziećmi paw siedział, i piór swych obręcze Szeroko rosprzestrzenił w różnofarbną tęczę, Na któréj główki białe jak na tle obrasku, Rzucone w ciemny błękit, nabierały blasku, Obrysowane w koła kręgiem pawich oczu Jak wiankiem gwiazd, świeciły w zbożu jak w przezroczu Pomiędzy kukuruzy złocistemi laski, I angielska trawicą posrebrzaną w paski, I szczyrem koralowym, i zielonym ślazem, Których kształty i barwy mieszały się razem, Niby krata ze srebra i złota pleciona A powiewna od wiatru jak lekka zasłona.
Holmes nie odzywał się, jadąc ze mną na Baker Street; po jego ściągniętych brwiach domyślałem się, że waży w myśli te wszystkie okoliczności i wysnuwa z nich wnioski. Przez całe popołudnie, aż do wieczora, siedział w obłokach dymu. Przed samym obiadem wręczono mu dwie depesze: Pierwsza brzmiała w te słowa: „Doniesiono mi, że Barrymore jest na miejscu. Baskerville”.
Tam siedział ojciec, jak w ptaszarni, na wysokim stołku, a gołębniki registratur szeleściły plikami papierów i wszystkie gniazda i dziuple pełne były świergotu cyfr. Głąb wielkiego sklepu ciemniała i wzbogacała się z dnia na dzień zapasami sukna, szewiotów, aksamitów i kortów.
Co za dziewczyny!... seperlipopette!... gdzie on miał oczy, że do tej chwili nie dostrzegł, jakie to cacka są obok niego! Prawda, że wiecznie siedział obok Makenowej. Skrzywił się i wzruszył ramionami.
Płakali wszyscy, Jan milczący siedział, Gdy się namyślił, tak mądrze powiedział: »Stary młodemu wyrozumieć nie chce, Młodego nowość i swoboda łechce; Zwiąż go miłością i osyp go zbiorem, On dalej patrzy, bo mu świat otworem; Nieszczęściem jemu najmilsza niewola.
Słowo Dnia
Inni Szukają