Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 14 października 2025
Sam myślałem, że uda się tymczasem... Biedna, biedna matka szepnęła panna Felicya. Stali teraz przy sobie, milcząc. W sąsiednim pokoju słychać było miarowy stukot ściennego zegara. W tej ciszy zrobiło mi się bardzo straszno i doznałem takiego uczucia, jakby tych dwoje ludzi nieruchomych i milczących, było parą ludzi umarłych. Chciało mi się płakać... ale się wstrzymałem z wielkim wysiłkiem.
Fala słonecznego światła, wraz z powietrzem letniego poranka, wpłynęła do pokoju. Krasnostawski zgasił lampę i spojrzał przed siebie...
Wreszcie, ośmielając się powoli, wyciągnęła z pomiędzy portyer poduszki i oszalała z radości, poczęła je ciskać po pokoju. Z puchu! aj, aj!... z puchu! wołała, gniotąc je w ręku i zanurzając twarz w szeleszczącą jedwabiem pościel. Na widok samowaru chwilę zamilkła, poczem podszedłszy ku niemu, z szacunkiem przyklękła i twarz swą rozpaloną do chłodnej blachy przykładać poczęła.
Jedne po drugich wypełniały się jego drobnem pismem arkusiki papieru, rozrzucone na biurku, zgrzyt zaś stalki w milczeniu głuchem donośnie rozbrzmiewał po pokoju. W ten sposób minęła godzina, a może i więcej... Przestał wreszcie pisać ojciec Oli, odłożył pióro i schowawszy starannie papiery do szuflady biurka powstał.
Opowiadała je bardzo pięknie i była to dla mnie największa nagroda, gdy mi pozwalano jej słuchać; tym razem jednak nie słyszałem ani słowa. Czułem, że coś strasznego się stało, nie wiedziałem tylko co. Ale to wiedziałem, że chodziło o Stasia. Ubierałem się na drugi dzień sam jeden w pokoju, nie widząc żywej duszy od rana, kiedy mnie naraz uderzył turkot powozu, zatrzymującego się przed domem.
Tymi białymi gościńcami powracał powoli do siebie, do dnia, do jawy i wreszcie otwierał oczy, jak śpiący pasażer, gdy pociąg zatrzymuje się na stacji. W pokoju panował odstały półmrok z osadem wielu dni samotności i ciszy. Tylko okno kipiało od rannego rojowiska much i story płonęły jaskrawo. Pan Karol wyziewał ze swego ciała, z głębi jam cielesnych, resztki dnia wczorajszego.
I mnie to kiedyś przecie spotka, wszak i ja umrę!.. rzekł głośno do siebie Krasnostawski. A potem ?.. szepnął z trwogą. I z pytaniem tem na ustach utkwił wzrok błędny we drzwi sąsiedniego pokoju... Drzwi te tymczasem roztwarły się cicho i na progu ukazała się, natchniona w tej chwili jakby twarz księdza i postać jego wyniosła.
Zdradzony przez wszystkich, wycofał się ojciec bez walki z miejsc swej niedawnej chwały. Bez skrzyżowania szpad oddał w ręce wroga domenę swej byłej świetności. Dobrowolny banita usunął się do pustego pokoju na końcu sieni i oszańcował się tam samotnością. Zapomnieliśmy o nim.
Ręce tylko, niedotknięte paraliżem, poruszały się wolno, mechanicznie przesuwając różaniec i od czasu do czasu w ciszy nocnej, głos jej rozbity i bezdźwięczny, dobywający się z głębi piersi, jakby z podziemnej otchłani, rozlegał się po pokoju surowemi, smętnemi słowami psalmu.
Chwilami wynurzał głowę z tych rachunków, jakby dla zaczerpnięcia tchu, otwierał usta, mlaskał z niesmakiem językiem, który był suchy i gorzki, i rozglądał się bezradnie, jakby czegoś szukając. Wówczas bywało, że zbiegał po cichu z łóżka w kąt pokoju, pod ścianę, na której wisiał zaufany instrument.
Słowo Dnia
Inni Szukają