Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 8 czerwca 2025
Dzierżymirski śpiesznie położył swą kobiecą miękką dłoń na żylastej ręce szlachcica i pomimo woli rzucił niecierpliwie: Ja również bardzo przepraszam! zawahał się i słucham..: dokończył. Orlęcki usiadł, wzburzony jeszcze odsapnął i przemówił: Powiesz mi później, prezesie kochany, kto mnie tak oszkalował.
Roman zatrzymał się i zapytał jeszcze, chcąc konsekwentnie doprowadzić do końca zmyślony swój interes i misyę: Wszak fabryki owe wymienione są w liście pana Hugona... Tak jest, tak jest... w istocie... potwierdził Orlęcki i zająknął się znowu.
To bolesna prawda!.. Chyba pan prezes przysięgi żądać ode mnie nie będzie, a zresztą?.. Gotowym! i Orlęcki powstał uroczyście... Ale, cóż znowu?.. rozległ się w milczeniu suchy głos Dzierżymirskiego, a słowa te, wymówione zimno, zabrzmiały niemiłym dla ucha dźwiękiem: Od chwili bowiem, gdy z ust Orlęckiego padła cyfra "dwanaście tysięcy", Roman zmienił się całkiem.
Fachowych ściśle żadnych przerwał niezadowolonym trochę głosem Orlęcki. Posiadam jednak języki: angielski, francuski, rosyjski i niemiecki, oraz zdobyte pracą i praktyką obecną rachunkowość i buchalteryę w banku, gdzie urzęduję i skąd w razie potrzeby otrzymać mogę świadectwo odpowiednie. A! zadziwił się mimo woli Roman to dobrze... to bardzo dobrze...
Ależ naturalnie!.. pospieszył z uspakajeniem Orlęckiego Dzierżymirski. Ja tylko dlatego się pytam, iż to jest celem mego tutaj przybycia, i że to mnie nader interesuje, jako delegata nowa zakładającej się u nas w kraju współki Handlowo-Przemysłowo-Fabrycznej... A tak, słyszałem,.. Czytałem nawet o tem gdzieś w gazetach odparł, z przekonaniem Orlęcki.
Orlęcki umilkł na chwilę, poczem, dodał nieco smutnie : Jak najpiękniejsza od słońca płowieje materya, tak i najbarwniejsze życie blaknie od nieprzychylnych ciosów życia. Szarzyzną ono dla mnie dzisiaj trudno! westchnął, i zamilkł znowu. W nadziei, iż dowie się jeszcze oczekiwanego przezeń "clou" historyi tej całej, milczenia tego nie przerywał Dzierżymirski.
Pan prezes radby obejrzeć drobiazgowo i gruntownie urządzenia fabryk tutejszych, przy mojej pomocy... Owszem, postaram się, panie prezesie, choć uprzedzić muszę, że ja... zatrzymał się nie mam tak rozległych stosunków ze sferą handlowców... to jest, chciałem powiedzieć... ze sferą fabrykantów... przemysłowców... Paryża... panie dobrodzieju... Jednakże... tu zająknął się, zaplątał w swem przemówienia Orlęcki i zamilkł, widocznie zmieszany.
Nie uwierzy pan ciągnął natychmiast bardzo grzecznie jaką rzetelnie prawdziwą radość uczynił mi list stryja i zapowiedź tej pańskiej wizyty... Proszę, niech pan prezes siada!... Proszę bardzo... I Orlęcki wskazał, z grzecznością, fotele, widząc zaś zdziwienie na twarzy Romana, na dźwięk tytułu "prezesa", uśmiechnął się, odgadłszy myśl gościa.
O pismo to chodziło Romanowi bardzo od kilku już tygodni, to jest od czasu, gdy się dowiedział, że wzmiankowany powyżej, Wiktor Orlęcki, zamieszkał w stolicy świata z oszczędności i musu po stracie -majątkowej, wynikłej, jak mówiono, ze zguby, przed samym terminem licytacyi majątkowej, sumy pieniężnej. Opowiadanie to, posłyszane przypadkiem, uderzyło Romana Dzierżymirskiego.
Tymczasem, nielubiący milczeć Orlęcki, widocznie również pragnący zręcznie odwrócić rozmowę, już mówił: Pan prezes zapewne nie po raz pierwszy i na dłużej przybył do Paryża, nieprawdaż?.. Och, tak... odruchowo potwierdził Roman, nie myśląc o tem, co mówi.
Słowo Dnia
Inni Szukają