United States or Palestine ? Vote for the TOP Country of the Week !


Istoty te ruchliwe, wrażliwe na bodźce, a jednak dalekie od prawdziwego życia można było otrzymać zawieszając pewne skomplikowane koloidy w roztworach soli kuchennej. Koloidy te po kilku dniach formowały się, organizowały w pewne zagęszczenia substancji przypominającej niższe formy fauny.

Nagle staruszka cofnęła się wstecz całem ciałem i drgnęła nerwowo. W ciszy apartamentów rozległ się w tej chwili pokilkakroć silnie dzwonek. To był January Gowartowski. Marszałkowa przeczuciem już zgadywała przybycie brata, a przetarłszy czoło ręką, z głębokiem westchnieniem odstąpiła od okna.

Jeden z towarzyszów padł na miejscu, rażony strachem, drugi utracił zmysły, reszta hulaszczej kompanii do końca życia nie zapomniała tego wrażenia. „Taką jest, moi synowie, legenda o psie, który od owego czasu trapił naszą rodzinę. Spisałem , abyście wiedzieli, jak się rzeczy istotnie miały i nie wierzyli krążącym baśniom.

On idzie wprawdzie; stąpa, ale przewróciłby się, gdyby go wypuszczono z rąk. Idą wolno, więc ma czas przyjrzeć się wszystkiemu, a zmysły od wódki ma żywe. Korytarz długi, trzykrotnie zagięty, jasny, tak jasny mu się zdaje. Okienka małe, ale dzień jest letni, słoneczny, i na przeciwległej ścianie okna występują jak złote plamy.

Pominiemy już, że w Anglii w skutku zmiany ustaw zbożowych, spotęgowano rozwój *przemysłu i handlu*; bo my dotąd niechcemy zrozumieć, że te dwa czynniki pomyślności kraju, to nie odrębne od rolnictwa, nie obce mu ciała; że owszem to jakoby palce u jednej i tej samej ręki.

Rzeczywiście, zmieniłem się znacznie od chwili ukończenia gimnazyum. Przedstawiłem się. Wstał i patrząc wciąż na mnie, silnie, dwukrotnie uścisnął mi rękę. Teraz, gdy widziałem go przed sobą, twarzą w twarz, poznałem go jeszcze lepiej.

PAN KAROL Po południu w sobotę mój wuj, Karol, wdowiec słomiany, wybierał się pieszo do letniska, oddalonego o godzinę drogi od miasta, do żony i dzieci, które tam na wywczasach bawiły. Od czasu wyjazdu żony mieszkanie było nie sprzątane, łóżko nie zaścielane nigdy.

I płomień idzie w górę zwycięski, zapala lambrekin. Minut kilka... Okienne ramy już płoną złocistym ogniem, z trzaskiem przełamują się po chwili, szyby pękają znienacka, i wszystko to razem upada na ziemię. Dywan puszysty kopcić poczyna... Od firanki zajęły się rozrzucone na pianinie nuty, drobiazgi...

Gdy Kundel zanurzył swój rozczochrany łeb w cienie konfesyonału, biedna kobieta padała na kolana, modląc się żarliwie o „oświecenie nieszczęśliwego”. Lecz tennieszczęśliwy”, plotąc księdzu niestworzone brednie, wyjawiając wątpliwości, od których włosy spowiednikowi stawały po prostu na głowie, obliczał w myśli, ile to nocy bezsennych za otrzymane od matki pieniądze w murach knajpy przepędzi.

W czółno wskoczył, za drąg porwał, splunął w garść i od brzegu się odepchnął. W tej chwili ciemny pas, jakby od żałobnego całunu na wodę padł. Janek w pas ten wpłynął i nawet białe smugi, które zwykle czółno po sobie zostawia, krepy tej rozjaśnić nie mogły. Od strony wsi kołatały wciąż drewniane dzwonki i wlokło się jękliwe zawodzenie. Ha!... a! a!...