United States or Cook Islands ? Vote for the TOP Country of the Week !


Przyszedł ojciec do syna, prosi o wspomożenie, Syn na ojca spojrzał, złe na nim odzienie. „Oj synu, synu, masz wszystkiego dosyć, Nie odrzekajże się tego chleba prosić.” Idą ci tam idą te anielskie wody, Prosi się syn u ojca o kropelkę wody. „Oj synu, synu, choćbym ci dał cale morze, Już tobie synu w piekle nie pomoże”. O Boże, Boże z nieba wysokiego, Racz nie opuszczać ojca ubogiego.

Zobaczysz pan na własne oczy i przekonasz się, że na wiatr nie mówię. Na dachu ustawiony był olbrzymi teleskop. Frankland spojrzał przez niego i krzyknął z radości: Śpiesz się, doktorze, bo przejdzie na drugą stronę góry!... Istotnie ujrzałem malca, niosącego zawiniątko na plecach. Wspinał się pod górę powoli. Gdy doszedł do szczytu, ujrzałem wyraźnie jego drobną postać na tle nieba.

Zdaniem matki do rozpoczęcia widowiska było jeszcze wiele czasu i przy mojej zwinności mogłem na czas powrócić. Wyszedłem w noc zimową, kolorową od iluminacji nieba.

A jeśli ziemia strawiła jej kości, Swobodna dusza w krainach przyszłości Igra wesoło przy niebieskiej Matce I łaskę nieba zwabia naszej chatce«. Tu Bronisława zalała się łzami; Rade łzy płyną za matki myślami. Płakała zaraz i córka przy boku.

Ani cienia rozkoszy nie było w tem pożądaniu: nic, tylko nieprzeparta, maniacka chęć, aby ściskać, chwytać jakieś ciało, ślizgać się po niem ustami, stopić się z niem, i giąć i ginąć w nierozplecionych skrętach. Oczy zaczęły mi płonąć i piec powieki: żar mię owionął duszny, jaki czasem przed burzą spada z pochmurnego już nieba.

Dreszcz płynący przez wielkie oblicze tego nieba, oddech ogromnego płótna, od którego rosły i ożywały maski, zdradzał iluzoryczność tego firmamentu, sprawiał to drganie rzeczywistości, które w chwilach metafizycznych odczuwamy jako migotanie tajemnicy.

Ona nie żyje! O, ja nieszczęśliwa! Po co mi było się rodzić? Na pomoc! Choć trochę akwawity! Panie! Pani! *Pani Kapulet.* Co to za hałas? *Marta.* O dniu niefortunny! *Pani Kapulet.* Mów, co się stało? *Marta.* Patrz, pani. *Pani Kapulet.* O, nieba! O, moje dziecię! o, moja pociecho! Wstań, odżyj, albo umrę razem z tobą! Na pomoc! wołaj pomocy! *Kapulet.* Co za guzdralstwo! Pan młody już czeka.

Przecież nieraz nowina, niby kamień z nieba Spadała w Litwę; nieraz dziad żebrzący chleba, Bez ręki lub bez nogi, przyjąwszy jałmużnę, Stanął i oczy w koło obracał ostróżne.

Zacnego domu widzicie tu syna; Chociaż pod ziemią śpi jego rodzina, Ma przecie ojców, co, litością zdjęci, Mając kumostwa powinność w pamięci, Nie żałowali dla sieroty chleba, Uczyli pracy i bojaźni nieba; Sprawiał się godnie, że go synem zowią I część chudoby dla niego stanowią . Nie jestci u nich gospodarstwo liche, Praca sierpowa nie idzie pod wichę , Co tydzień wniesie, nie straci niedziela, Bóg też pomocy rządności udziela: Czystą pszenicę czarna niesie rola, Wełniste owce zabielają pola, W schludnej stajence bydełko się chowa, A cztery konie jadą do Krakowa.

Tej nocy niebo w dreszczach od gwiazd mrugawicy Kołysało swój bezmiar w sąsiednie bezmiary, To w próżnię swe radosne unosząc pożary, To zbliżając je znowu ku mojej źrenicy. Patrzę, niby przez nagły w mej ślepocie wyłom, A światy roziskrzone zaledwo na mgnienie Odsłaniają mym oczom, jak nieba mogiłom, Dalekie, zatajone w srebrze ukwiecenie.

Słowo Dnia

suchą

Inni Szukają