Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 30 września 2025


Swoim dzieciąteczkom na łóżeczku ściele, A mnie sieroteczce barłożku nie wiele. Swoim dzieciąteczkom poduszeczki ściele, A mnie sieroteczkę płachetką odzieje.” Oj przyszło, przyszło dwóch aniołków z nieba.

Zwyczajem malarzy posługiwał się drabiną jak ogromnymi szczudłami i czuł się dobrze w tej ptasiej perspektywie, w pobliżu malowanego nieba, arabesek i ptaków sufitu. Od spraw praktycznego życia oddalał się coraz bardziej.

Siadał wtedy w ławce i zasłuchiwał się w niezmierny spokój, niezmącony nawet szeptem modlitwy; wzrok jego rozpraszał się na złotych aniołach ołtarzów, na szafirowych smugach, rozwieszonych w powietrzu, na liniach wysmukłych, lecących gdzieś ku górze, jakby w przepaście nieba.

Wspinamy sye do niebá, Boże táiemnice Upátruiąc: ále wzrok śrniertelnéy źrzenice Tępy to: sny lekkié, sny płoché nas báwią, Które sye nam podobno nigdy nie wyiáwią. Záłośći co mi czynisz: owa iuż oboie Mam stráćić, y poćiechę, y baczenié swoie? Zaden Oćiec podobno bárźiéy nie miłował Dźiéćięćiá, żaden bárźiéy nád mię nie żáłował.

Wicek ma wszelkie szanse dostania stolarzówny, bo ojciec przyjmuje i jego, i harmonię łaskawie w niedzielne popołudnie, a Kazia czerwieni się jak burak i firanki siatkowe u okienszalonuniemiłosiernie skręca. Wicek idzie więc przez Piaskowy zaułek, pogwizdując lekko. Szary bo już zapada zmrok z pogodnego nieba, nieszpór skończony. Pani majstrowa kawę z babką na czerwonej serwecie zastawia.

Wydostał się na daleką, zrzadka zabudowaną aleję i tam na pierwszej napotkanej ławce siadł... Zmierzch zapadał i w suchem powietrzu zachód płonął jeszcze ognistą czerwienią; lecz ku zenitom nieba nad głowami czerwień jaśniała, żółkła nieuchwytnym szeregiem odcieni rozpływała się w głębokiem zielono-błękitnem sklepieniu, gdzie kilka gwiazd lśniło, jakby srebrne szpilki.

Na zieloną, na zieloną, Co tam nigdy nie sieczoną. Będą ci tam z każdéj strony, Będzie obraz uwielbiony. Ślepi, chromi, trędowaci, A sam Pan Bóg z nieba płaci.

Niby zaróżowione, zdrowe, w aureoli złocistych włosów, buziaczki zasypiających rzędem obok siebie smacznie dorodnych dziatek, układały się do snu na niebieskawo-perłowem tle nieba obłoczki małe, koralowo-złote, zaklęte jakby cudownie w ostatnim odblasku śpiącego już słońca.

Sen zwyciężył... Milczenie i spokój jakiś złowrogi zapanowały w komnacie. A zewnątrz pałacu tymczasem noc z wolna i stopniowo królować zaczęła. Na ciemnem tle nieba zamrugały wkrótce gwiazdy, od pól wionął wietrzyk i cichym żółkniejących liści pogwarem zaszumiał nad domem park stary.

Gdy serce kipi żądzą szczęścia wściekłą, I życie życiem co chwila się skraca! Czy wiesz co próżnia? czy znasz świat nicości, Gdzie wszystko zmarło, a żyć jeszcze trzeba, Żyć bez nadziei i żyć bez miłości, Patrząc się w niebo, nie wrócić do nieba! Serce się moje w perzynę rozwiało! Byłem tak smutny, jak nocy milczenie Byłem tak zimny, jak umarłych ciało I tak samotny jak umarłych cienie.

Słowo Dnia

siemieński

Inni Szukają