Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 14 lipca 2025


Ta murawa, wychmarzona z rosy, Mym się oczom tak narzuca, jak dziwota, Skoro jabłko, zjedzone przez osy, Wskaże mi , dzwoniąc w ziemię, jak pięść złota. Wzrok zdziwiony nią pieszczę, Jakbym nie znał jej jeszcze Za dni mego żywota. O majowym poranku deszcz ciepły i przaśny Trafia w liście naoślep prawie bezhałaśny.

Otulało powietrze błękitne, rozgrzane, przenizane nitkami światła i czyniło samą podobną do światła. Cisnęła się do niej zieleń murawy, wszystko się ku niej chyliło miłośnie. Śliczna ty moja szepnął. Uśmiech radości przeleciał po niej. Nakryła mu jednak usta dłonią. Od dotknięcia tej ręki gładkiej a drżącej, jak schwytany ptak, przebudziły mu się w krwi ogniki. Spojrzał na nią.

Więc oto najprzód spojrzenie jego przykuła ustawiona na małem wzniesieniu, w pobliżu wejścia, rzeźba Moreau-Vauthier'a, a była nią postać naga, leżącej na wznak, w lubieżnej pozie i upojeniu, bachantki, z gronem winogron w lewej dłoni... Naturalność pozy i ruchu, a szczególniej modelowane doskonale ciało kobiece, tętniące po prostu w zimnym białym marmurze, żarem krwi młodej zatrzymało dłużej na sobie wzrok Romana.

Oczy ciemno-szafirowe, spłowiałe, dobrze podkreślone tuszem, utkwiła w idącą ku niej księżnę i wyciągnęła rękę chudą, drewnianą, obciągniętą lapisową rękawiczką. Po za nią i za obramowaniem trenu, szło dwóch mężczyzn, niemal równym, sztywnym krokiem, jak dwóch na sznureczkach prowadzonych automatów.

Słuchacze zainteresowali się opowieścią i przez kilka tygodni, tajemnicza dama unosiła się, jak mistyczne zjawisko po nad głowami mężczyzn. Powoli zapomniano o niej. Irek przestał mówić, znużony własnem kłamstwem. Minęło kilka miesięcy. Nagle przypomniano sobie tajemniczą damę i rzecz naturalna, zapytano o nią Lewka.

Seweryn przestąpił próg i stanął koło ściany, opierając się o nią plecami. Przed nim, na sosnowym dość dużym stole, okrytym ceratą, stały talerze z grubego fajansu o żółtawych, gliniastych cieniach, grube szklanki zieleniły się w odstępach, serwetki starannie wyprostowane i pozwijane, wsunięte były w czarne, blaszane kółka.

Wpatruje się w świece migoczące na ołtarzu i jak błyskawica tak przed nią przesuwa się rok ubiegły, w którym tyle bólu i smutku zaznała. Widzi pana Teodora, jak z za kontuaru rzuca na nią spojrzenia które niby ukrop w jej żyły wlewają.

I coraz milsze, coraz weselsze, nacierały, otaczały go, rzucając od czasu do czasu przelotne wejrzenie na Makenową... Oh! ma chère... co za mina!... spojrzyj na Makenową! elle est verte!... Teraz już Makenowa uczuła, że pomiędzy Heldingiem i nią otwiera się przepaść. Całe lata wielkiej i gorącej miłości zapadały w przestrzeń, spychane szelestem gołębich skrzydeł i chichotów dziewczęcych.

Przechyliwszy się przez poręcz, opuściwszy głowę, z której wiatr strącił mi kapelusz, trzymałem się prętów baryery i nie mogłem spuścić oczu z rzeki. Kocham i boję się tej głębi. I dla tego że wiem, że kiedyś muszę się w nią rzucić, że wiem, że woda ta jest zimna, dławiąca, duszna trzymałem się rękami mostu i patrzyłem z zachwytem i dreszczem. Śmierć w wodzie... tak, ona czeka mię na pewne.

Nagle drzwi w przeciwległej ścianie otworzyły się na rozcierz i stanęła w nich kobieta okryta ciemnym, flanelowym szlafrokiem, wiszącym luźno na wychudłem jej ciele. Stanąwszy w ramie drzwi, które po za nią rozwarły się szeroko, ukazując profil łóżek okrytych brązowemi kapami i przedzielonych małą ciemną szafką, wyciągnęła rękę ku hałasującemu dziecku.

Słowo Dnia

obrazami

Inni Szukają