Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 26 lipca 2025


My tak chwalimy Anglię, tak lubimy naśladować Anglię, ale zawsze tylko w świetnym objawie gotowych rezultatów , nie zaś jakby należało w ciężkim tych rezultatów porodzie, a nadewszystko nie w ludu tego mądrej poradności i roztropnej oględności.

Nie widziałem jego twarzy, uderzyła mię tylko wysoka postawa i bujne krucze włosy, które, niestrzyżone widać dawno, spadały mu na szyję. Ubranie na nim było obdarte i brudne. Przyciskał na kolanach siedzącą wątłą, szczupłą blondynkę i mówił je; coś, co jak mi się zdawało, nie zawsze i nie każden w takiem miejscu mówi.

, którą kocham, płaczącą widziałem Łzą rozrzewnienia powrót mój witała Odtąd sam cały na zawsze skonałem! Bom zlał się z duszą tej, która płakała. Mówcie wy teraz duchy i anieli Czy w nierozłącznej z jej sercem jedności Duch mój niebiaństwa waszego nie dzieli? Choć pije z ziemskiej trucizny miłości?

Dla czegoż nie powstanie wicher co mię z ziemi zwieje i zaniesie w krainę cichą! dla czego ja żyję? Oto już jednego włosa nie ma na mojéj głowie z tych które były dawniéj, oto się nawet kości we mnie odnowiły, a ja zawsze pamiętam. A nie ma jednéj kawki w powietrzu, któraby nie spała przez jedną noc życia w spokojnem gnieździe. Lecz o mnie Bóg zapomniał. Chciałbym umrzeć.

I czemu z szafirową zawczasu żałobą Patrzyły w ten mój odjazd po przez zieleń rdzawą Rezedy, co pachniała, przytłumiona trawą? I dlaczego te oczy były co raz łzawsze? Czy nie wolno nic nigdy porzucać na zawsze I zostawiać samopas kędyś na uboczu? Czy nie wolno odjeżdżać znajomym gościńcem I oddalać się zbytnio od tych złotych oczu, Podkutych dookoła szafirowym sińcem?

On spuścił oczy, wstydem się zapłonił, Stanisławowi do nóg się pokłonił I zaczął mówić słowy takowemi: »Prawda, że szczerze trzeba ze starszymi, Oni porywczej młodości wybaczą I mądrą radę zawsze podać raczą. Czemużem w domu nie został na wieki, Wdzięczny łask tylu i waszej opieki?

Spraw także politycznych był Robak świadomszy, Niźli żywotów świętych, a jeżdżąc po kweście, Często zastanawiał się w powiatowém mieście; Miał pełno interessów: to listy odbierał Których nigdy przy obcych ludziach nie otwierał, To wysyłał posłańców, ale gdzie i po co Nie powiadał; częstokroć wymykał się nocą Do dworów Pańskich, s szlachtą ustawicznie szeptał, I okoliczne wioski do koła wydeptał, I w karczmach z wieśniakami rosprawiał nie mało, A zawsze o tém, co się w cudzych krajach działo.

Dyrektor zanurzał się w otchłań śmierci, jak pływak nierozważny idący w morze, które falą ruchliwą i wiotką, pieszczotliwą a figlarną otacza mu kolana i biodra, łechce piersi, szyję całuje, to zbliża się, to ucieka, a wabi zawsze.

Czy pojmujecie potęgę wyrazu, formy, pozoru, tyrańską samowolę, z jaką rzuca się on na bezbronną kłodę i opanowuje, jak własna, tyrańska, panosząca się dusza? Nadajecie jakiejś głowie z kłaków i płótna wyraz gniewu i pozostawiacie z tym gniewem, z konwulsją, z tym napięciem raz na zawsze, zamkniętą ze ślepą złością, dla której nie ma odpływu. Tłum śmieje się z tej parodii.

Słowo Dnia

obrazami

Inni Szukają