Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 19 lipca 2025
Uważasz pan... ciągnie dalej pani Szymczyńska a głos jej płynie łagodnie, jak szmer strumyka Julusiek i Maryan są dzieci wyjątkowe, należy więc z niemi postępować w wyjątkowy sposób. Tymczasem pan!
Sherlock Holmes przystąpił do rzeczy wprost ze szczerością, która ją wprowadziła w kłopot. Badam okoliczności, towarzyszące śmierci sir Karola Baskerville oświadczył. Mój przyjaciel, doktor Watson, uwiadomił mnie o treści swojej rozmowy z panią, wiem także to, coś pani zamilczała... Cóżem zamilczała?
No, dosyć ma już pan tych efektów scenicznych, dokończę panu zatem tę szaradę zwyczajnemi tylko słowy... Dziwi pana zapewne mówił dalej, arcygłupia mina Topolsia, gdy ujrzał portfel, z połyskującą koroną, symbolem jego wielkości!.. Otóż w tem ma się rzecz cała, że portfel ten nie Dzierżymirskiego, i nie jego pieniądze, ani pani Oli, lecz, ni plus ni minus, tylko Topolskiego...
Lokował się przy drzwiach salonu, aby za każdem ich otwarciem, rzucić w głębię przenikliwe spojrzenie, samą adwokatowę mające na względzie. Pani ta jednak jakkolwiek w niebezpieczną trzydziestkę wkroczyła i miała lekki puszek na wierzchniej wardze posiadała tylko jedną namiętność, to jest... rurki czekoladowe napełnione kremem.
Leoncia chciała coś dalej mówić, ale w tej chwili wszedł do pokoju ksiądz prałat. Niech panna Leonia pójdzie do pani marszałkowej rzekł. Ksiądz prałat Dobszewicz, spowiednik mojej matki i przyjaciel, doradca, duchowny kierownik całej naszej rodziny, był jedną z najbardziej znanych a może najbardziej szanowaną postacią w Kijowie.
Chcąc przytem przeciąć zarazem zapowiadającą się prawdopodobnie znów na długo tyradę słów, pozbawionych, jak i poprzednie, ścisłej logiki, rzekł szybko: Przepraszam bardzo: Nie mogła by mnie szanowna pani powiadomić jednak, czemu właściwie zawdzięczam jej wizytę?
Uwierzyli? Pytanie to, zwrócone do pani Melanii Warnickiej w jej dużym, pięknym salonie, wygłosił, sadowiąc się wygodnie na fotelu, Emil Ładyżyński.
Był to jour fixe i pani Szymczyńska uważałaby sobie za straszne uchybienie, gdyby przynajmniej ze sześć brzydkich, jak noc, panien, takaż ilość wychudłych mężczyzn i odpowiednia liczba mam, nie wynudziła się wśród ścian jej salonu. Pan Wentzel wprowadzał zwykle swych uczniów, drżąc na myśl wystawienia na światło licznych kandelabrów, wyplamionego tużurka i gumowych kołnierzyków.
To zbudzona dzwonieniem swej pani, śpiąca w sąsiednim pokoju służąca, wołaniem, błaga o pomoc! W sypialni zaś już nie ma nikogo. Wyskoczywszy zręcznie oknem, Topolski stoi teraz w parku i obrzuca spojrzeniem płonący pałac. Widzi w oddali ludzi kilkanaście, ekonoma, parobków i służbę dworską, a w dali zapomnianą przezeń całkiem sylwetkę marszałkowej...
„Słuchaj, pani bratowo, Przyjm dobrze nasze słowo. My tu próżno siedzimy, Brata nie zobaczymy. Ty jeszcze jesteś młoda, Młodości twojej szkoda. Nie wiąż dla siebie świata, Wybierz brata za brata,” To rzekli i stanęli. Gniew ich i zazdrość piecze, Ten to ów okiem strzeli, Ten to ów słówko rzecze; Usta sine przycięli, W ręku ściskają miecze.
Słowo Dnia
Inni Szukają