Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 25 września 2025
Nietylko o majątku mówię; ale czem jest to wszystko, co czułem lub czuć mogę, wobec ogromu, co tu na okół mnie szumi... Gdy chodzę czasem wieczorem po ulicach, to poczucie obcości, znikomości tak mię przeraża, że szarpałbym palcami kamień, aby rysę w nim wyżłobić, ślad jakiś, żem istniał.
I przypomniałem sobie gdzie jestem, zerwałem się z miejsca i pobiegłem przed siebie, wprost w Halle, byle dale; od tej... i od tamtej. Va, sale bête . Dogonił mię tylko ohydny śmiech i złorzeczenie. I znów począłem iść, iść bez przerwy. Wyobraźnia moja, jak motyl bez skrzydeł, legła ranna śmiertelnie i nie zrywała się więcej.
Czyś po śmierći tám poszłá kędyś piérwéy byłá, Niżeś sye ná ma ćiężką żáłość urodźiłá? Gdźieśkolwiek iest, iesliś iest, lituy méy żáłośći, A nie możeszli w onéy dawnéy swéy całośći, Poćiesz mię, iáko możesz: á staw sye przedemną Lubo snem, lubo ćieniem, lub márą nikczemną. Frászká cnotá, powiedźiał Brutus poráżony: Frászká kto sye przypátrzy, frászká z káżdéy strony.
Studenci siedzieli po kawiarniach na ulicy; dziewczęta szeleszcząc tanimi jedwabiami uwijały się z kwiatami w rękach, goniły się po kilka razem lub zaczepiały znajomych amis . Widok ten oblał mię jakby żarem. Odgłos pieszczot przez wieczór cały rozkołysał mi zmysły, bolesny zawrót ogarnął je, obudziła się żądza.
Okno się zamknęło i na tle firanek ujrzeliśmy scenę pożegnania, jak zawsze... W Paryżu, w tem klasycznem mieście rozpasania, staję się strasznym świętoszkiem: widok ten mię gorszył i poważnie gniewał. Przypuszczalnie, za jaki tydzień zapiszę się do ligi Berengera. Turski wyszedł. Był trochę zarumieniony, a na powiekach lśniły mu się drobne kropelki.
Jestem mu wdzięczny za tę przyjaźń i za tę ufność. Potem odprowadzam Turskiego do uniwersytetu na wykłady i idę zwykle nad brzeg Sekwany i chodzę tam dopóty, dopóki zmęczenie zupełne nie zmusi mię do powrotu.
*Romeo.* Jak mają nie być, gdy mądrzy nie widzą. *O. Laurenty.* Dajże mi mówić; przyjm słowa rozsądku. *O. Laurenty.* Cicho, ktoś puka; ukryj się, Romeo. *Romeo.* Nie; chyba para powstała z mych jęków, Jak mgła, ukryje mię przed ludzkim wzrokiem. *O. Laurenty.* Słyszysz? pukają znowu. Kto tam? Powstań, Powstań, Romeo! Chcesz być wziętym? Powstań; Wnijdź do pracowni mojej. Zaraz, zaraz.
Mówił mi Poliński, że odczuwa zupełnie to samo: jestto przecież całkiem naturalne. Dziwię się, jak oni mogą to wytrzymać. Równie naturalne, jak ogień w skroniach, jest myśl, która mię poprostu opętała. Dlaczego ja tak nigdy nie kochałem? Dlaczego w mojem życiu nie zeszło się nigdy pytanie z odpowiedzią?
*Marta.* Ach! on nie żyje, nie żyje! nie żyje! Biada nam! biada nam! wszystko stracone! On zginął! on nie żyje! on zabity! *Julia.* Możeż być niebo tak okrutnem? *Marta.* Niebo Nie jest okrutnem, lecz Romeo; on to, On jest okrutnym. O Romeo! któżby Się był spodziewał! Romeo! Romeo! *Julia.* Cóżeś za szatan, że tak mię udręczasz? Taki głos w piekle-by tylko brzmieć winien.
Poliński ogromnie lubi udawać człeka przemyślnego a znawcę dusz ludzkich ale tu zdaje mi się, że się pomylił i puścił tylko głupią plotkę. Jak tam z panną, nic wiem: ani mię to obchodzi, ani ją znam dostatecznie, abym wiedział, jak się u niej słabość sercowa objawia, choć taki spacerek do Café-Riche kobiety zakochanej wcale nie zdradza. Ale Turskiego to Poliński znów wcale nie zna.
Słowo Dnia
Inni Szukają