Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 23 listopada 2025
W rozkładzie robót bardzo roztropnie żonatym dawano zarobek przy pracach w samem mieście, bezżennych zaś wyprawiono do odległych robót i tam, żeby ich nie oddawano na pastwę nie sumiennym szynkarzom, komitet pobudował baraki w różnych przestrzeniach, gdzie dostarczoną przez ajentów swoich żywność i napoje po stałych a umiarkowanych cenach przedawano robotnikom.
On wspominał i opowiadał barwnie wrażenia licznych podróży, dowcipkował, śmiał się, przytomny bezustannie gry swojej; Ola słuchała mówiła, opowiadała z kolei wiele sama... Jak w złocie łanów zboża, jednostajnem od maków purpurowych i bławatnych chabrów, roiło się w tej ich słów gawędzie od dwuznaczników, w lekką formę obleczonych ze strony Topolskiego oświadczyn i półsłówek połowicznem niedomówieniem wiele mówiących nieraz rzeczy!..
Zatrzymał się... Po chwili cisnął pióro, wstał i znów zaczął chodzić gorączkowo po pokoju. Jak to? szeptać zaczął. Ja miałbym, niby pies sponiewierany, odejść stąd, usunąć się, zniknąć?.. Ja miałbym zamknąć w sercu ich wspólną tajemnicę, i tem samem ocalić tego chłystka!.. Prawda, jednak, że i o nią tu chodzi, najdroż... nie dokończył, sponsowiał... Nie!
Między szlachtą był jeden wielki paliwoda, Kłótnik, Jacek Soplica, zwany Wojewoda Przez żart; w istocie wiele znaczył w województwie Bo rodzinę Sopliców miał jakby w dowództwie, I trzystu ich kreskami rządził wedle woli, Chód sam nic nieposiadał prócz kawałka roli, Szabli, i wielkich wąsów od ucha do ucha.
Arystokracya lwowska, złożona z galicyjskich hrabiów i baronów, podejrzliwie patrzyła na ten tabor książęcy, rozbijający swe namioty w szerokich salonach żydowskiej kamienicy; powoli wszakże przekonano się do sumiastych wąsów księcia, nadzwyczajnych mantyl księżnej, długich warkoczy księżniczek i ich kurhanowego tytułu.
Nad krwawemi rzekami i na krużgankach pałacowych stoją bladzi królowie, trzymajcie szaty na piersiach szkarłatne, aby zakryć pierś przed kulą świszczącą i przed wichrem zemsty ludzkiéj. Korony ich ulatują z głów, jak orły niebieskie, i czaszki królów są odkryte. Bóg rzuca pioruny na głowy siwe i na obnażone z koron czoła.
Tu przerwał dudarz i szukał okiem, Dostając listek z papierka, Lecz już nie była między natłokiem Ta, której szukał, pasterka. Zdaleka tylko poznał sukienkę, Bo w chustce skryła twarz boską; Jakiś młodzieniec wiódł ją pod rękę, Już ich nie widać za wioską. Przybiegła zgraja gdzie starzec siedział: „Co to jest?” wszyscy pytają. On nic nie wiedział, może i wiedział, Ale nie mówił przed zgrają.
W dolnych pokojach mieszkali subiekci i nieraz w nocy budziły nas ich jęki, wydawane pod wpływem zmory sennej. W zimie była jeszcze na dworze głucha noc, gdy ojciec schodził do tych zimnych i ciemnych pokojów, płosząc przed sobą świecą stada cieni, ulatujących bokami po podłodze i ścianach; szedł budzić ciężko chrapiących z twardego jak kamień snu.
Maken hałasował w fumoirach, nie psując jasnym swym mundurem i swą siwizną ciemnych i mistycznych sylwetek tych dwojga, którzy siedzieli prawie nieruchomo obok siebie z oczami wlepionemi w przestrzeń, jak widzowie na przedstawieniu znanej już dobrze sztuki. Oboje oni stanowili jedną całość. Jakiś krąg niewidzialny, a mimo to istniejący, otaczał ich i bramował, odsuwając od reszty towarzystwa.
Widzi wreszcie siebie samego bezkarnie i dotkliwie obrażanym przez tychże arystokratów, lecz tak zręcznie, że na pozór nieraz nie można zda się było winić ich, czynili to bowiem oni, z tą subtelnością, oraz jubilerskiem jakby wykończeniem, jak dotknąć potrafią tylko ludzie "bardzo dobrze wychowani."
Słowo Dnia
Inni Szukają