United States or Martinique ? Vote for the TOP Country of the Week !


Biedna lady Macbeth! Myśli, które się w ich mózgach kojarzą, muszą się o siebie zaczepiać jak rzemień o hak, jak pętlica o szyję. Myślenie tych ludzi, to syllogizmy z szubienic, stryczków, trupów. I zbrodniarzy tych, zbrodniarzy płatnych, stwarza sobie społeczeństwo przez mój wyrok, przezemnie. To los mój, konieczność. Ślad swój znaczyć muszę trupami, których nikt nie dojrzy, nie pomści.

Ona w lubéj dziedzinie, która mi odjęta, Gdzie jéj wszystko o wiernym powiada kochanku; Depcąc świéże me ślady czyż o mnie pamięta? Mirza. Zmów paciérz, opuść wodze, odwróć nabok lica, Tu jeździec końskim nogom swój rozum powierza; Dzielny koń! patrz jak staje, głąb okiem rozmierza, Uklęka, brzeg wiszaru kopytem pochwyca,

Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty Swój róg bawoli, długi, centkowany, kręty Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął, Wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął, Zasunął w pół powieki, w ciągnął w głąb pół brzucha I do płuc wysłał z niego cały zapas ducha, I zagrał: róg jak wicher, nie wstrzymanym dechem, Niesie w puszczę muzykę i podwaja echem.

Legawiec, kręcąc ogonem, wiercił się na wszystkie strony, skamlał nieśmiało, z cicha, gonił uciekające kaczki i powracał, podnosząc rozumny swój wzrok na zamyślonego pana, z wyrazem zdziwienia, nie słyszy już strzałów wyraźnie zgorszony postępowaniem jego. Staw tymczasem już się kończył..

I jakby korzystając z jej snu, gadała cisza, żółta, jaskrawa, zła cisza, monologowała, kłóciła się, wygadywała głośno i ordynarnie swój maniacki monolog.

Zamyśleni, pogrążeni w swój dziwny stan duchowy, zapatrzeni w swe dusze, schodzili powoli, schodzili w dół ciągle. I stopniowo, nieznacznie, reakcya nastroju wślizgiwać się poczęła w ich dusze, mózgi i serca...

Spełniał automatycznie funkcye swego urzędowania w jednem z towarzystw kredytowych, lecz nocami, wybladły i z gałką swej laski przy ustach, zjawiał się jak mara blada i milcząca, z niemą skargą na swój zgon duchowy, w zadymionych lokalach restauracyjnych, w ochrypłych salach koncertowych, w zaułkach nocnej rozpusty goniąc coś ciągle w milczenia szukając, trawiąc się, stygnąc od wnętrza.

Zdawała się ona być ze wsi, a Bogu duszę winna, ucierała w tej chwili swój nos zamaszyście, nieestetycznym i prymitywnym, ludowi naszemu właściwym sposobem, mrugając równocześnie małemi, zaszłemi krwią, jak u królika, oczkami.

Mówił, że wpadnie kiedy indziej, bo czekać więcej nie miał czasu... Kazał przeprosić jaśnie pana, bardzo i zostawił tu bilet swój, na którym coś napisał, i przy tych słowach lokaj podał bilet. Roman rzucił nań okiem... Pani Wygrzywalska jednak przerwała mu czytanie. Do swej roli wracała powtórnie.

Wolno i ostrożnie staczała się kolejka dalej, jezioro byłe już tylko znacznie bliżej, u brzegu jego mrugała, iskrząca się dziesiątkami światełek, Lucerna; wagony, brzęcząc, spuszczały się ciągle, zawieszone nad miastem. Roman wzruszył ramionami. Co mi dziś jest! sarn nie wiem! mruknął. W istocie był nie swój od samego rana.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają