United States or Syria ? Vote for the TOP Country of the Week !


Twarzy w ów czas niedostrzegł, nazbyt rychło znikła, Ale myśl twarz nadobną odgadywać zwykła; Myślił że pewnie miała czarniutkie oczęta, Białą twarz, usta kraśne jak wiśnie bliźnięta; U téj znalazł podobne oczy, usta, lica; W wieku możeby była największa różnica; Ogrodniczka dziewczynką zdawała się małą, A Pani ta niewiastą już w latach dojrzałą; Lecz młodzież o piękności metrykę niepyta, Bo młodzieńcowi młodą jest każda kobiéta, Chłopcowi każda piękność zda się rowiennicą, A niewinnemu każda kochanka dziewicą.

Wzrok, wpadłszy tam, wnet uczuwał znużenie, jakgdyby jasność ta była dlań zbyt lekka i subtelna. Zaraz też nadbiegała siatka drżąca, czarna, i rozpościerała się po niebie, jakby na ratunek oczom. Lub też głębia nieba zdawała się skrysztalać, twardnieć i odrzucała od siebie wzrok ku ziemi, nie pozwalając mu wybiedz tam, w przestrzenie.

Zosia stopami ledwie dotykając ziemi, Zdawała się najwyżéj bujać miedzy niemi; Przodem gołębie białe, które w biegu płoszy, Leciały, jak przed wozem bogini roskoszy. Dzierżąc palec przy ustach, temi rzekła słowy: Kochana Zosiu, już też całkiem zapominasz I na stan i na wiek twój; wszak to dziś zaczynasz Rok czternasty, czas rzucić indyki i kurki, Fi! to godna zabawka dygnitarskiéj córki.

Z całej jej postaci zdawała się wydzielać woń, właściwa różowym hyacyntom, a gdy ubrana w różowematinée”, przesuwała się ze śmiechem z pokoju do pokoju jakaś srebrna smuga znaczyła jej przejście, smuga, którą pozostawia po sobie wschodząca jutrzenka.

Na wiadomość o ślubie subiekta, wybuchnęła wreszcie całą wściekłością, na jaką tylko cierpliwe i nieśmiałe istoty zdobyć się umieją. Kazimierzowa podsunęła jej myśl wstrzymania ślubu i zrobienia publicznego skandalu. Uczepiła się tego projektu natychmiast, gorączkując się, podniecając przeklinając bezustannie. Ani jednej łzy nie miały jej oczy, chwilami zdawała się być obłąkaną.

Chwilami wierzyć mu się nie chciało, że przyszła tu z domu, a nie wyrosła, jak kwiat, na polu. Objął wpół i szybkimi pocałunkami obsypywał jej oczy, skronie, włosy ciemnozłote, jedwabiste, miękkie. Głowę położyła mu na ramieniu, zmrużyła oczy, oparła się na nim cała, bezwładnie zdawała się roztapiać pod pieszczotą całunków i słońca. Dreszcz po niej przebiegł. Dosyć, dosyć... chodźmy.

Gość nieznajomy był niskiego wzrostu; twarz miał myślącą, ruchliwą i zmienną, cała zaś jego powierzchowność, wyraźnie zdradzać się zdawała, kogoś ze sfer finansów, lub przemysłu. Przeniósłszy niebawem wzrok z twarzy Dzierżymirskiego na otaczające go sprzęty w gabinecie, pobieżnie przyglądać mu się zaczął.

Jego twarz, zwiędła i zmętniała, zdawała się z dnia na dzień zapominać o sobie, stawać się białą pustą ścianą z bladą siecią żyłek, w których jak linie na zatartej mapie plątały się gasnące wspomnienia tego burzliwego i zmarnowanego życia. Był mistrzem sztuk karcianych, palił długie, szlachetne fajki i pachniał dziwnie zapachem dalekich krajów.

Otwarta jej paszcza zdawała się wciągać chłodek poranka, a lśniąca powierzchnia odbijała pierwsze promienie słońca. Położyłem się znowu na mokrej ziemi, ale tym razem przez ostrożność trzymałem ręką za sprychę, ażeby bronić mego skarbu przeciw rzeczywistej lub sennej napaści.

Jakieś dziwne przygnębienie ogarniało go wśród tych ścian pustych, przed tym ubogim stołem, pośród tej duszącej woni kuchennej i stukotu tasaka o stolnicę, dolatującego z po za drzwi źle przymkniętych. Cała nędza rodzinnego życia, smutnego, pełnego poświęceń, prywacyj i obowiązków zdawała się spływać tu z trywialnością trosk codziennych.